Converge

Beautiful Ruin

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Converge
Recenzje
Grzegorz Pindor
2018-07-12
Converge - Beautiful Ruin Converge - Beautiful Ruin
Nasza ocena:
8 /10

W pełni rozumiem, dlaczego Converge nie wypuściło tych czterech piosenek choćby w postaci bonusu do „The Dusk in Us”. Ten wściekły, brutalny i do bólu prosty hardcore/punk nie pasował do wizji tamtej płyty.

Zresztą, ostatni longplay Amerykanów to przemyślane i wbrew pozorom złożone, nawet jak na taką łupankę, dzieło, do którego regularnie wracam w poszukiwaniu inspiracji i odpowiedzi na pytanie, dlaczego młodzi wciąż nie potrafią lepiej.

Odrzuty z tamtej sesji to nic innego jak Converge w pigułce. Napędzane furią Bena Kollera, walącego w swój zestaw perkusyjny z siłą huraganu, w towarzystwie mnóstwa chaotycznych gitarowych riffów spod palców boga tego rzemiosła Kurta Ballou. A do tego wszystkiego potężny ryk Jacoba Bannona, który po ponad dwudziestu latach na scenie, drze się niezmiennie w ten sam, iście diabelski sposób.

I tu dochodzimy do sedna sprawy, bo „Beautiful Ruin” to cholernie złe nagranie. Wściekłość, agresja, nihilizm wylewa się z głośników niczym z neocrustowych płyt. Gdyby nasz Deszcz wydał swój ostatni long dopiero po premierze tej EP, wiedziałbym skąd panowie czerpali większość inspiracji. Nieco ponad sześć minut całości materiału utwierdza w przekonaniu, że krótkie formy, które towarzyszyły im na początku hardcore’owej drogi to coś, do czego warto wrócić, i mam nadzieję, że następne duże wydawnictwo Amerykanów będzie utrzymane w tej właśnie stylistyce. Bez kombinowania z matematyką (minimalnie w singlowej „Melancholia”), bez silenia się na podskórne melodie („Permament Blue”) za to z cała masą cholernie chwytliwych ale piekielnie brutalnych patentów (sekcja w „Beautiful Ruin”).

Brzmieniowo to nadal zespół jaki znamy i w znakomitej większości przypadków kochamy. Filar niezależnej muzyki, podpora estetyki D.I.Y i jeden z najbardziej wpływowych zespołów ostatniej dekady. Sound czytelny, klarowny, ale nie pozbawiony tego brudu jakim cechują się niemal wszystkie płyty Kurta Ballou. Warto posłuchać tej EP choćby ze względu na kunszt producencko-realizatorski lidera Converge. A poza tym, każdemu przyda się mała dawka nienawiści.