Dziesiąty album Dimmu Borgir pt. „Eonian” świadczy o tym, że upływ czasu służy norweskiej kapeli. To materiał pompatyczny i zarazem drapieżny – kusząca uczta dla fanów ekstremalnych metalowych symfonii.
Zamieszanie jakie Norwegowie zrobili na światowych listach sprzedaży, również w Polsce, dowodzi iż ich nowy album studyjny był ze wszech miar wyczekiwany. Nie są to z pewnością wyczekiwania konserwatywnych słuchaczy black metalu, ale muzycy Dimmu Borgir dowiedli już niejednokrotnie, że tworzone przez nich mroczne symfonie kierowane są do osób otwartych na eksperymenty w metalowej ekstremie. W sumie więc trwałe w swej mrocznej filozofii okazuje się trio w składzie Shagrath, Silenoz i Galder. Warto jednak dodać, że w zawartości albumu „Eonian” nie zabrakło również polskich akcentów. Nie chodzi tu wyłącznie o będącego w wybitnej formie drummera Daraya, ale też o okładkę autorstwa Zbigniewa M. Bielaka, czyli ilustratora, rysownika i grafika mającego w swoim repertuarze współpracę m.in. z Ghost, Mayhem i Paradise Lost. Cóż zatem oferuje „Eonian”?
W sumie dziesięć kompozycji. Jak zawsze w przypadku Dimmu Borgir znalazło się tu sporo symfonicznego tworzywa, które koresponduje z ekstremalnymi partiami instrumentalnymi i dosadnym, nieco krzykliwym wokalem, choć w tej materii Shagrath prezentuje o wiele więcej wyrafinowania, niż np. Dani Filth z cechującego się podobną wrażliwością Cradle Of Filth. „Eonian” wypełniają długie i wyraziste przestrzenie dźwiękowe, wokół których nie brakuje mrocznych partii chórów, potępionych melodii i agresywnych wypuszczeń instrumentalistów. Na krążku znalazło się znacznie więcej patentów elektronicznych, niż miało to miejsce w przeszłości formacji, o czym świadczą m.in. „The Unveiling”, „Council of Wolves and Snakes” i fragmentami „Archaic Correspondance”, które brzmią tak jakby Norwegowie próbowali łączyć black metalowe symfonie z nowoczesnymi wyobrażeniami dźwięku.
W tych próbach, brzmiących niezwykle dynamicznie i dobitnie, słuchacz ma szansę ponownie znaleźć się w wirze tajemniczych kreacji liryczno-muzycznych Dimmu Borgir. Kolejne kompozycje kapeli oparte są na ponurej narracji wokół otaczającej nas rzeczywistości. Brutalność Norwegów, niekiedy posunięta do rozgrzanej do czerwoności ekstremy („The Empyrean Phoenix”), próbuje podważać fundamenty otaczającego nas świata. Muzycy Dimmu Borgir są wściekli. Nie pierwszy już raz wieszczą koniec wszystkiego, ale tym razem wcielają się w rolę dzikich i żądnych krwi zwierząt, a nie – jak to na ogół bywało – mrocznych kapłanów. Graną na modłę Dimmu Borgir symfoniczną czarną mszę zastąpiły więc struktury przepełnione agresywnymi, ciężkimi wypuszczeniami, imitującymi oskarżycielską gonitwę wobec zła tego świata („I Am Sovereign”, „Alpha Aeon Omega”), za jakie mogą uchodzić współczesne systemy religijne. W sumie więc wielowątkowość pomysłów Norwegów w połączeniu z wysoką precyzją wykonania kolejnych partii instrumentalnych nie może być potraktowana obojętnością. To dopracowana w każdym detalu muzyka, nad którą zresztą czuwał słynny Jens Bogren.
Ponad tym wszystkim Norwegowie na „Eonian” oferują dużo dobrego i charakterystycznego metalowego zasuwu, szczególnie jeśli chodzi o sekcję gitarową w wykonaniu Galdera i Silenoza („Interdimensional Summit”, „Aetheric”, „Lightbringer”, „Archaic Correspondance”), której nie brakuje też pomysłów na porywające solówki i efektowne wypuszczenia („The Empyrean Phoenix”, „Rite Of Passage”). Mniejszą, niż dotychczas, choć wciąż ważną rolę odgrywają partie klawiszowe. Całość materiału zawartego na krążku ma więc dużą siłę rażenia, zarazem sprawnie wpisując się w dotychczasowe nagrania Dimmu Borgir, ale też akcentując nowe ścieżki rozwoju artystycznego kapeli. Stempel postawiony na albumie w postaci instrumentalnego utworu „Rite Of Passage” dowodzi, że Norwegowie dotarli do takiego poziomu refleksyjności, który powinien ich wkrótce zaprowadzić w nieoczekiwane dotąd kierunki twórczości. W tym momencie „Eonian” stanowi porządne wskrzeszenie Dimmu Borgir do studyjnego świata żywych.