Behemoth

Messe Noire

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Behemoth
Recenzje
Szymon Kubicki
2018-04-18
Behemoth - Messe Noire Behemoth - Messe Noire
Nasza ocena:
8 /10

Trochę czasu upłynęło, nim nagrany 8 października 2016 roku w Warszawie koncert Behemoth trafił wreszcie pod strzechy za sprawą nowego wydawnictwa pod tytułem "Messe Noire".

Zgodnie z aktualnym trendem "Messe Noire" ukazał się w kilku mniej lub bardziej wypasionych formatach, oczywiście również w wersji winylowej. Kamery zagościły jednak tego wieczoru w Progresji po to, by uwiecznić show Behemoth w postaci ruchomych obrazków. Tu przewaga cyfry nad winylem jest niezagrożona, a po DVD czy BluRay z tym koncertem z pewnością warto sięgnąć. Chwilę po seansie z "Messe Noire" wróciłem do własnej relacji z tego wydarzenia (w Warszawie wystąpili wtedy również Bolzer i Batushka), by skonfrontować wrażenia. Zaskakująco (a może wcale nie) okazały się one całkiem zgodne, mogę więc chyba posłużyć się cytatem...

"Sound gitar szwankował również podczas koncertu Behemoth (w przeciwieństwie do potężnie brzmiącej perkusji Inferno), ale to jedyny defekt dotyczący znakomitego występu gwiazdy wieczoru. Bez względu na to, jaką publiczność przyciąga dziś formacja, bez względu na sweetfocie w fosie, czy nawet to, czy Nergal szczerze utożsamia się dziś z pierwotnymi założeniami i ideałami swojego zespołu, koncerty Behemoth to nadal najwyższy poziom profesjonalizmu. Mało kto ze światowej czołówki metalowych kapel może poszczycić się podobną siłą, zaangażowaniem w realizację gigu, a nawet prezencją. Odgrywany w całości na żywo "The Satanist", wnoszący mnóstwo oddechu do twórczości ekipy, wniósł go również do koncertowego setu. W miejsce prezentowanej jeszcze kilka lat temu intensywnej, ale też nieco monotonnej młócki, koncerty Behemoth nabrały wreszcie właściwej dramaturgii, napięcia i tak niezbędnej w nich dynamiki. Ostatni element układanki wskoczył więc na swoje miejsce, co było wyraźnie widać, słychać i czuć. Kolejny plus za świetny dobór pozostałych utworów, zwłaszcza za najstarszy w zestawie, rewelacyjnie odegrany galopujący "Pure Evil and Hate", poprzedzony krótką solówką Inferno w stylu... Mikkey'a Dee. Po prostu klasa mistrzowska!"

No właśnie, na podszlifowanej (chyba nawet za bardzo) wersji z "Messe Noire" po jakichkolwiek niedostatkach w brzmieniu nie ma już żadnego śladu. Zwłaszcza solówki błyszczą jak spod igły, czyli jakością studyjną i właściwie dotyczy to również pozostałych ścieżek. Nie jestem fanem aż tak wypieszczonych dźwiękowo koncertów, ale właśnie taki jest dzisiejszy trend i trudno tu dyskutować z faktami. Oczywiście "Pure Evil and Hate" to nie jedyny jasny punkt podczas drugiej części setu, wypełnionej starszymi kompozycjami. W niczym nie odstają one od materiału z "The Satanist". Nawet ograne na wszystkie strony "Ov Fire and the Void" czy zwłaszcza "Chant for Εσχατον 2000" wciąż sprawdzają się świetnie.

Trudno ukryć, że "Evangelia Heretika" sprzed ośmiu lat zdecydowanie nie rzuca na kolana jakością obrazu. Tym razem również nie ma mowy o żylecie, ale całość i tak ogląda się znacznie lepiej, również dzięki temu, że oświetleniowcy jak mogli unikali niewdzięcznego czerwonego światła. Nie ma tu szczególnych wizualnych fajerwerków, całość nie odbiega od standardu, ale jest dobrze i dynamicznie zmontowana. Nie obraziłbym się na więcej moich ulubionych ujęć zza pleców najciężej pracującego Inferno (jego przepiękny zestaw blaszek Paiste mógłbym sobie powiesić na ścianie) za to dobrym zabiegiem jest współgrająca z konceptem czarno-biała prezentacja tytułowego "Messe Noire". A gdyby tak w podobnej manierze utrzymać cały koncert?

Występ z Progresji to nie jedyna atrakcja nowego DVD. Równie dobre wrażenie robi umieszczony tu "oficjalny bootleg" nagrany na Brutal Assault 2016. Setlista pozostała ta sama (choć krótsza o trzy utwory drugiej części). Zachowanie muzyków na scenie także nie odbiega szczególnie od perfekcyjnie zaplanowanego spektaklu, znanego z pozostałych gigów promujących ostatni album. Brzmienie nie jest jednak aż tak wypieszczone. I dobrze, bo szczerze mówiąc wydało mi się bardziej organiczne i naturalne aniżeli w przypadku dania głównego. Cześć trzecia, czyli zbiór sześciu teledysków nakręconych do kompozycji z "The Satanist" nie jest dla fanów Behemoth żadnym zaskoczeniem, bo nawet najnowszy, niepublikowany wcześniej obraz do "O Father O Satan O Sun!" trafił do sieci w dniu premiery DVD. Niemniej trudno sobie wyobrazić, by na "Messe Noire" ich zabrakło, bowiem część z nich - myślę tu zwłaszcza o najbardziej rozbuchanych wizualnie i w jakimś stopniu ze sobą powiązanych "Blow Your Trumpets Gabriel", "Ben Sahar" i "O Father O Satan O Sun!" - świetnie uzupełnia założenia krążka. Oczywiście wszystko w ramach przyjętej konwencji, zgodnie z którą Nergal raz wciela się w samego Lucyfera, a innym razem w jednookiego, za to pozbawionego brody i jednego z kruków, Odyna.

Na koniec nie mogę nie wspomnieć o grubym booklecie ze świetnymi zdjęciami i całkowicie nieczytelnymi stronami z tekstem. Chyba nie takie było założenie, ale to nic, niech przemówią obrazy. I oczywiście muzyka, bo przecież to ona jest najważniejsza. "Messe Noire" to moim zdaniem najlepsze wydawnictwo koncertowe Behemoth, które ukazuje zespół w pełni ukształtowany i w szczycie formy twórczej, nawet jeśli głównym celem DVD było przede wszystkim podsumowanie okresu związanego z premierą i promocją "The Satanist". Warto.