Converge to mistrzowie nad mistrzami. O tym zespole można by napisać książkę. Converge to instytucja. Wokalista Jacob Bannon jest założycielem Deathwish Inc., która wydaje płyty tak fantastycznych bandów jak: Rise and Fall, Blacklisted, the Carrier, 108, Lewd Acts, Bitter End, Integrity, Pulling Teeth czy Carpathian. Każdy z nich jest świetny, każdy wyjątkowy. Na dodatek projektuje okładki.
Gitarzysta Kurt Balou produkował płyty większości z wymienionych i wielu innych (m. in. Genghis Tron, Cursed, Trap Them, Disfear), w tym również samego Converge. Kto słyszał, jak brzmią te płyty wie, że Balou jest fachowcem najwyższej klasy. Basista Nate Newton gra również w Old Man Gloom - projekcie Aarona Turnera z Isis i chłopaków z Cave In.
Kiedyś Jacob Bannon powiedział, że hardcore musi być czymś więcej niż kiepską poezją i kopiowaniem riffów Slayera. Jak powiedział, tak zrobił. Converge wyznaczył nowy szlak na scenie hardcore/metal. Szybko stali się jednym z bardziej oryginalnych bandów tego gatunku. Zaraz potem pojawił się Botch, a później masa innych, z Dillinger Escape Plan na czele.
Po wydaniu "Jane Doe", "You fail me" i "No Heroes" zespół uznał, że nadszedł czas na coś, co chcieli zrobić już od dłuższego czasu. Nagrać album "kolaboracyjny". Z ludźmi, z którymi niejako im po drodze muzycznie i towarzysko. Efekt - "Axe to fall". A goście znakomici. Kogo tu nie ma. A więc po kolei, na płycie pojawiają się: Sean Martin (ex-Hatebreed), Goerge Hirsch (Blacklisted), większa część ekip z Cave In i Genghis Tron, Uffe Cederlund (ex-Entombed, Disfear), Tim Cohen (108), John Pettibone (Himsa), Steve von Till (Neurosis) i paru innych. Jeśli dodać do tego, że goście idealnie wpasowali się w klimat poszczególnych utworów, że część z nich pełniła też rolę twórczą (von Till i muzycy Cave In oraz Genghis Tron) a w studiu przy "dogrywkach" wziął udział m.in. Fred Estby, były bębniarz Dismember, pytanie, czy mogła wyjść z tego słaba płyta właściwie nie ma racji bytu.
Czy mówiłem już, że Converge to mistrzowie nad mistrzami? Oczywiście, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Na "Axe to fall" otrzymujemy bardzo intensywny, wielowymiarowy i wymagający uwagi materiał. Trzeba go wielokrotnie przesłuchać, by odkryć wszystkie warstwy. Ballou mówi o komponowaniu: "Ktokolwiek w każdej chwili może napisać piosenkę, ale to nie uczyni cię oryginalnym... W dzisiejszych czasach nie możesz po prostu wziąć gitary do ręki i napisać 'Iron Man'. Wszystkie te proste, ciężkie riffy już powstały. Musisz więc wymyślić jakieś inne, z czego większość, o których zdążysz pomyśleć, także już istnieje. Zostaje więc niewiele kierunków, w które możesz się udać". Ballou i spółce to się udaje. Są oryginalni, o co - jak już wspomniał gitarzysta Converge - obecnie trudno.
Na "Axe to fall" poszli nieco dalej niż w przypadku poprzednich płyt. Wciąż jest miejsce na nieokiełznaną furię, galopujące, zakręcone riffy, "gęstą" perkusję, ale znajduje się też miejsce na oddech, jak w przedostatnim "Cruel Bloom" nagranym przy współudziale Steva von Tilla z Neurosis (bliski stylistyce macierzystego bandu von Tilla) i ostatnim, monumentalnym "Wretched world" nagranym przy współudziale muzyków Genghis Tron. Te numery oraz wiele innych tematów na płycie sprawiają, że to najbardziej przystępny materiał Amerykanów. Jeśli ktoś nie jest osłuchany z tego typu graniem, najlepiej będzie na początek zapoznać się właśnie z "Axe to fall". Na tym albumie brutalność, agresja, psychoza spotykają się z niespodziewanym pięknem i klimatem. W przypadku Converge stare spotyka się z nowym.
Sebastian Urbańczyk