Przeszło ćwierć tysiąca lat po dramatycznym trzęsieniu ziemi w Lizbonie wywodzący się z tego miasta zespół Moonspell, idąc śladami Woltera, Kanta i Rousseau, zadaje filozoficzne pytanie: dlaczego Lizbona?
Trzęsienie ziemi w katolickiej, bogobojnej i zaangażowanej w nawracanie niewiernych Lizbonie miało miejsce 1 listopada 1755 roku. W wyniku tego wydarzenia śmierć poniosło około 90 tysięcy mieszkańców miasta i regionu, a w ruinę zostały zamienione liczne tamtejsze obiekty architektury sakralnej, jak choćby wzniesiony na przełomie XIV i XV wieku Klasztor Karmelitów. Trzęsienie ziemi w Lizbonie przyniosło też wiele przemian społeczno-kulturowych w Europie i przyczyniło się do rozwoju sejsmologii dzięki dociekaniom ówczesnego premiera Portugalii Sebastiao José de Carvalho e Melo. W 2017 roku swoje dociekania realizuje też kapela Moonspell, która o trzęsieniu ziemi w Lizbonie opowiedziała z niezwykłym rozmachem na swoim jedenastym studyjnym albumie pt. „1755”.
Trzeba pogratulować odwagi jaką wykazali się Portugalczycy w nagrywaniu dzieła, ponieważ pod względem lirycznym ich nowy krążek został stworzony niemal w całości w języku portugalskim. Drobnymi wyjątkami są hiszpańskojęzyczna wersja utworu „Desastre” (dodatek do podstawowego materiału) oraz akcenty zaczerpnięte z łaciny. Tak oto Fernando Ribeiro przemawia tym razem do słuchaczy w pięknym języku portugalskim. Tłumaczenia utworów na język angielski można jednak znaleźć w booklecie „1755”. Na krążku można też odnaleźć pasję, zaangażowanie w historię i najlepsze standardy metalu gotyckiego z silnymi wpływami konkretnego regionu, jaki roztacza się w sercu i w samej Lizbonie. Miasto to przecież mistyczne, pełne wielu tajemnic i uroków. Moonspell część tych tajemnic przedstawił właśnie metalowemu światu.
Tak oto na „1755” znalazło się dużo poetyki, opartej w głównej mierze na klawiszach Pedro Paixao i orkiestracjach przygotowanych przez Jona Phippsa, na których wspiera się jak zawsze mocny wokal Fernando Ribeiro. W ten nurt poetyckiej strony twórczości Moonspell wpisuje się kompozycja „Em Nome do Medo”, będąca podniosłym i jakże klimatycznym otwarciem całego dzieła. Muzyce towarzyszy tu narastające napięcie, coś w rodzaju oczekiwania na nieuniknioną zagładę. Słuchaczowi daje to możliwość identyfikacji z przeznaczeniem, którego nie może zmienić. Fernando Ribeiro zdaje się mówić do słuchacza: „Za chwilę zginiesz i nic z tym nie możesz zrobić!”. Do takiego katalogu poetyckich starań Moonspell można też zaliczyć nieco teatralną kompozycję „Desastre”, choć w tym przypadku klawiszowe korytarze ostatecznie poddają się mocnemu metalowemu graniu, a Fernando Ribeiro mówienie zastępuje właściwym sobie krzykiem. Jeszcze jedną muzyczną formą poetyckiego usposobienia Portugalczyków na „1755” jest balladowa kompozycja „Lanterna dos Afogados”, będąca coverem z repertuaru brazylijskiego Os Paralamas do Sucesso. To mocna ballada, która swoim przygnębiającym nastrojem dobrze wpisuje się w finał dzieła.
Moonspell na swoim nowym krążku to także charakterystyczna, wypełniona metalem i gotykiem ekspresja. W oczekiwaniu na zniszczenie Lizbony muzycy z Portugalii zaprezentowali utwory pełne majestatu i melancholii, łącząc więc dwa przeciwległe światy, tak jak dyktują najlepsze standardy gatunku. W tych połączeniach kluczową rolę odegrało mocne metalowe instrumentarium gitarowo-perkusyjne, a także barwna, ale i odpowiednio wyważona sekcja klawiszowa. Do tego doszły charakterystyczne chóry i efekty pogrążonego w pożarze, zniszczeniu i chaosie miasta. Taki stan muzycznego stylu Moonspell oddają utwory „In Tremor Dei”, „Evento”, „Ruínas” i „Todos os Santos”, które ognistymi literami powinny wpisać się w kanony metalu gotyckiego. Formacja wszak opowiada tu o rzeczach ważnych. Przesłanie kapeli z pogranicza historii i powątpiewania w dogmaty wydaje się dziś bardzo aktualne.
Warto sobie uświadomić, że grupa nie nawiązuje na „1755” do swojej ekstremalnej przeszłości, ale niektóre z jej nowych utworów – przynajmniej we fragmentach – przypominają o ładunku wybuchowym jaki w swoich instrumentach trzymają muzycy. Warto sprawdzić kompozycję „Abanao”, aby się o tym przekonać, bo to zdecydowanie najmocniejszy numer w talii jedenastego krążka Portugalczyków. Do tego warto zwrócić uwagę na kompozycję „1 de Novembro”, która pomimo swego charyzmatycznego, spójnego z całym albumem klimatu wnosi coś bardzo surowego do zawartości „1755”. Być może ma to wpływ z nietypowymi wokalami Ribeiro, który obszernymi fragmentami zbliżył się nawet do maniery punkowej. A może to efekt strachu, który ogarnął mieszkańców Lizbony 1 listopada 1755 roku?
Strach, zapowiadający nieomal apokaliptyczną wizję zagłady stolicy Portugalii, dobrze kreuje czteroosobowy chór Crystal Mountain Singers, który stworzył mnóstwo majestatycznych akcentów. Do tego krajobrazu lizbońskiego zniszczenia koniecznie trzeba dodać serię fantastycznych wypuszczeń gitarowych Ricardo Amorima („1755”, „Evento”, „1 de Novembro”, „Ruinas”, „Todos os Santos”, „Lanterna dos Afogados”), odpowiadającego też za partie akustyczne, które przy takim natężeniu emocji, jakie wzbudza nowe dzieło Moonspell wymownie podkreślają jego klimat. Świetnie, z odpowiednią dawką ciężaru, zaprezentował się także perkusista Miguel Gaspar, co przy znakomitym udźwiękowieniu dzieła, tylko dodało albumowi odpowiedniej mocy.
Całość okazuje się zatem porywającą, pełnych nagłych zwrotów, ale i momentów wypełnionych melancholią, celebracją metalu gotyckiego. Moonspell znajduje się dziś w znakomitej formie nie tylko jeśli chodzi o potężnie brzmiącą sekcję gitarowo-perkusyjną i fenomenalny wokal, ale też o umiejętność odkrywania samego siebie – w tym przypadku własnej historii. Lizbonę zburzyła i spaliła rozgniewana natura, której gniew można poznać na „1755”. To emocjonujące i wielowarstwowe dzieło. Jeden z najlepszych albumów w dyskografii Moonspell i z pewnością najlepiej wpisujący się w tożsamość kapeli.