Negura Bunget

Virstele Pamintului

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Negura Bunget
Recenzje
2010-03-11
Negura Bunget - Virstele Pamintului Negura Bunget - Virstele Pamintului
Nasza ocena:
9 /10

Negura Bunget konsekwentnie pnie się ku szczytom popularności, w czym nie przeszkadzają jej nawet takie zawirowania jak zeszłoroczne odejście z zespołu 2/3 oryginalnego składu. Fenomenalny "Om" z 2006 roku, który zebrał wszelkie możliwe laury (w tym 6. miejsce pośród 100 najlepszych albumów ostatniej dekady wg. Terrorizer) ustawił Rumunom poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko. Co więcej, postawił zespół w jednym rzędzie z takimi nietuzinkowymi aktami jak choćby Enslaved. Praca nad utworami na "Virstele Pamintului" stanowiła więc dla Negru, ostatniego z założycieli, który pozostał w kapeli, niełatwe zadanie powtórzenia sukcesu.

Jaki jest zatem "Virstele Pamintului", którego premiera już wkrótce? Code666 nie ustaje w wierze w swoich podopiecznych, określając ich w materiałach promocyjnych mianem najlepszego podziemnego zespołu black metalowego na świecie. Mocne słowa, a wtórują im zgodnie różne metalowe media. Przykładowo, niemiecki Rock Hard nazywa najnowszą płytę NB najlepszym black/folk metalowym albumem wszech czasów (pozostawiając mały wentyl w postaci "perhaps"). Jeśli o mnie chodzi, nie jestem zwolennikiem podobnej przesady i wydawania tak entuzjastycznych ocen w odniesieniu do zupełnie świeżych materiałów, których nie było kiedy poddać jakiejkolwiek próbie czasu.

Bez wątpienia "Virstele Pamintului" jest bardzo dobry, jednak w mojej ocenie nie tak dobry, jak poprzedzający go "Om". Ten był niemalże wybitny, całkowicie pozbawiony słabych punktów. Z tego względu, jeśli już muzyka Rumunów miała wywołać tak daleko idące zachwyty, z jakimi mamy obecnie do czynienia, powinno to nastąpić właśnie po wydaniu wspomnianego krążka. Być może, bezkrytyczny entuzjazm dla "Virstele Pamintului" to nieco spóźniona reakcja tych, którzy przespali "Om". Może tak, może nie, to w zasadzie bez znaczenia.

Nie rozstrzygam, czy zespół planował przebić swoje wcześniejsze dzieło, na pewno jednak nie próbował niczego zmieniać w wypracowanej formule, podążając raz wytyczonym szlakiem i nie wykraczając poza obraną ścieżkę choćby o milimetr. "Virstele Pamintului" muzycznie wykorzystuje niemal wszystkie znane patenty i nie wprowadza w tym zakresie niczego nowego. Negura Bunget to wciąż jeden z tych nielicznych zespołów, które bardzo umiejętnie łączą (black) metalowe dźwięki z folkowymi wstawkami. Potrafią przy tym uniknąć efektu żenującej, przaśnej biesiady, tak typowej dla wielu innych folk metalowych kapel. Fragmenty te, zagrane z wykorzystaniem fletni pana, ksylofonu i jednej z odmian rogu alpejskiego, jak również rozmaitych instrumentów perkusyjnych (wszystkie te wynalazki można zobaczyć na koncertach zespołu) to już znak rozpoznawczy granej przez Rumunów muzyki. Co więcej, także klawisze są tu absolutnie niezbędnym instrumentem, bez którego granie Negura straciłoby bardzo wiele ze swej wyjątkowej głębi. Nic nie sprawia tu wrażenia doklejonego na siłę, metalowe i folkowe partie łączą się ze sobą w pełni naturalnie. Całość brzmi znakomicie i intrygująco. Przyznaję, gdyby nie "Om", klęczałbym w zachwycie przed tym materiałem. Czegoś jednak zabrakło. Przede wszystkim, "Virstele Pamintului" to album nieco prostszy, bardziej bezpośredni i nie tak finezyjny. Mniej tu ulotnej, niemożliwej do opisania aury, tak wyraźnie wyczuwalnej w każdym dźwięku poprzedniego krążka. Tej mrocznej, nieuchwytnej, pogańskiej atmosfery. Poza tym, nie ma tu kawałków równie genialnych, jak choćby "Norilor". Przez cały czas trwania krążka słychać, że zespół próbował uchwycić ten klimat, raz z większym (np. w "Umbra"), raz z mniejszym sukcesem. Wszystkie te "ale" nie zmieniają faktu, że nowa płyta to znakomita rzecz i, mimo że mamy dopiero marzec, pewny kandydat do mocnej pozycji w końcowych rankingach 2010 roku. Bez wątpienia Negura Bunget zasłużyli na sukces, a "Virstele Pamintului" to kolejny krok we właściwym kierunku.

Szymon Kubicki