Ciężko napisać konstruktywną recenzję wydawnictwa składającego się z materiałów, które pierwotnie ujrzały światło dzienne, bagatela, 14-16 lat temu. Ale z "Korzeniami" naszych lokalnych mistrzów z Frontside, kompilacją ich demówek, całe szczęście nie mam żadnego stresu podczas pisania artykułu. Ta płyta to po prostu "a must have" dla fanów zespołu, i nie tylko dla nich.
Co pierwsze przykuwa uwagę w "Korzeniach" to oprawa graficzna. Sosnowiczanie postarali się zadowolić również fanów od strony wizualnej. Co ważne, bo przyznam bez bicia np. jakość wydania "Absolutusa" pozostawiła u mnie spory niedosyt. Tym razem dostajemy piękny digipack, zaprojektowany tak samo jak przy "Teorii Konspiracji" (z przyklejoną książeczką). Wkładka pełna jest archiwalnych zdjęć, o niebagatelnej wartości (Demon za perkusją? Ciekawy widok), płyty stylizowane na winyle, pełna profeska. Trochę bałem się, że to będzie tylko taka gra estetyką a zawartość muzyczna pozostawi wiele do życzenia. Przyznaje bez bicia, demówek Frontside wcześniej nie znałem.
Ale okazało się, że już od 1994 roku Frontside było awangardą naszej sceny i wyprzedzali swój czas o lata świetlne. Przyznaje, materiały z Astkiem bardzo lubię, "Początek Ery Nienawiści" katuje dość często. Bałem się tylko, że pierwsze nagrania sosnowiczan będą walką z materią i szukaniem na oślep. Ha! Nic z tych rzeczy! Już pierwsza z demówek, czyli "Nie ma nadziei, nie ma strachu" wbija w fotel mocą i energią. Te 12 utworów ogólnie zaskakują bardzo "in plus". Materiał z 1994 roku, z Polski, nagrany z DJem?! Rispekt. Melodyjne solówki pojawiające się tu i tam?! Niech ktoś tylko zacznie narzekać, że na "Absolutus" Frontside się sprzedał...Perfekcyjne wyważenie mocy i melodyki metalu z siłą rażenia i przesłaniem hard core'u?! Ogólnie - "Nie ma nadziei..." zaskakuje dojrzałością i tym, że już na samym początku działalności sosnowiczanie kopali dupsko i zmuszali swą muzyką do ostrego headbangingu i moshu, zwał jak zwał. A odszumiony i zremasterowany sound pozwala nam w pełni obcować z tym energetycznym wypizgiem. A to dopiero pierwsza z taśm demo zawartych na "Korzeniach"...
"Nigdy do końca nie zaufaj" prezentuje się jeszcze bardziej okazale od "Nie ma nadziei..."! Jedynie problematyczny jest sound tego materiału, który jest trochę zbyt zapiaszczony. Gdy przeboleje się już brzmienie tej, nomen omen, demówki możemy w pełni cieszyć się z obcowania z bardziej hard core'owym obliczem zespołu. Na tym materiale Frontside oddaje głębszy pokłon etosowi i stylistyce HC, nie zapominając jednocześnie o tym by dorzucić trochę ton węgla do riffów tu i tam. Spragnionych bardziej współczesnego oblicza sosnowiczan zadowoli na pewno "Moja Własna Tolerancja", trzecia demówka z "Korzeni". Stylistycznie i muzycznie blisko tym 11 utworom do "Początku Ery Nienawiści", plus dostajemy klika skreczy rodem z estetyki repcore. "Moja Własna Tolerancja" to najlepszy brzmieniowo, najbardziej przemyślany, po prostu najbardziej dojrzały materiał z "Korzeni". Buja to i wywołuje mimowolne machanie bani, sosnowiczanie skręcają nawet parę razy pod thrash metal ("Ogrody Partnerstwa"), słowem - te kilka kawałków godnych było wznowienia. Na koniec dostajemy garść bonusowych tracków, wprost z splitów, składaków itp. Powiem tylko, że część z tych kompozycji naprawdę was zaskoczy ("Instrumentalny"). Ale co ja będę pisać... Lubisz Frontside, to sam to posłuchaj.
44 utwory na dwóch płytach w świetnej oprawie, to przemawia do wyobraźni. A jeszcze bardziej przemawia muzyka. Często demówki różnych zespołów to pół-produkty, na których kapele szukają własnej tożsamości. Na "Korzeniach" jednak dostajemy pełnowartościowe utwory, które udowadniają jak wielkim talentem był i jest Frontside. Dla fanów zespołu zakup "Korzeni" to po prostu obowiązek, dla tych mniej obytych z ekipą FS to ważny materiał udowadniający, że zespół ten nie stał się tym czym jest obecnie w sposób nagły. Wypowiadać się o Frontside nie znając ich "Korzeni"? Marna napinka...
Grzegorz Żurek