Niewykluczone, że wszystkim zagłębionym w pokładach doom metalowego undergroundu nazwa Wretched wyda się znajoma, choć może nieco zapomniana. Zespół działał w pierwszej połowie lat ’90, wydając w owym czasie trzy albumy. Później kapela rozpadła się, by po ośmiu latach, w 2004 roku, ponownie pojawić się na scenie w mocno przemeblowanym składzie.
Najważniejsza zmiana polegała na zastąpieniu wokalisty Dave’a Shermana (znanego chociażby z Earthride czy Spirit Caravan) przez Jona Blanka (udzielającego się w Wino). Natomiast zamiast oryginalnego basisty objawił się, grający także w Iron Man, Luis Strachan. W tym też roku zespół zarejestrował materiał, który jako "Black Ambience" ukazał się z końcem 2009 r. nakładem PsycheDOOMelic. Jakby tego było mało, jeszcze przed wydaniem krążka zespół rozpadł się po raz kolejny, tym razem z powodu śmiertelnego przedawkowania prochów przez Blanka w maju 2009 roku. Tyle biograficznych szczegółów. Najważniejsza jest bowiem odpowiedź na pytanie, co konkretnego zespół po sobie pozostawił. Trzeba przyznać, że niewiele, jako że "Black Ambience" to bardzo krótkie MCD, trwające niespełna 13 minut i złożone z raptem trzech utworów. Już przez sam ten fakt można zakładać, że zainteresowanie płytką, jak również poziom jej sprzedaży da się wyrazić najwyżej w promilach.
Szkoda, że kapeli nie udało się, a może nie chciało zarejestrować nieco więcej materiału, bowiem to, co można usłyszeć na recenzowanym wydawnictwie to całkiem solidne granie. Inspiracje, jak to zazwyczaj bywa w tej muzie, w zasadzie te same co zwykle. Myślę tu choćby o Pentagram, Saint Vitus czy The Obssessed. Całość daje radę, gitary brzmią jak należy, tłusto i klasycznie, z nieco vintage’owym posmakiem. Niestety, ten dobry efekt psują drażniące, jakby wymuszone wokale Blanka o raczej nieciekawej barwie. Zdarzyło mi się tu i ówdzie słyszeć podobną manierę wokalną, ale jakoś w tym przypadku słabo przystaje ona do całości. Do tego wokal, kosztem gitar, całkiem niepotrzebnie wysunięty został na pierwszy plan. W gruncie rzeczy jednak można się z tym jakoś oswoić.
Podsumowując, "Black Ambience" to granie przyzwoite, ale taki na przykład Pale Divine przemawia do mnie zdecydowanie bardziej.
Szymon Kubicki