Zanim Olde Crone na dobre zaistniał i zdołał wydać debiutancki album, już znienacka się rozpadł. Jednak, jak na tak efemeryczny twór, ślad, jaki po sobie zostawił jest dość konkretny. W swym magicznym kotle Stara Wiedźma naszykowała ogromną 72-minutową porcję ciężkiego i walcowatego doom metalu.
Doświadczona i wprawiona w rzucaniu uroków starucha dobrze wiedziała, jakich składników użyć w rzeczonej miksturze. Przede wszystkim więc (co oczywiste i nieuniknione) Black Sabbath z domieszką Pentagram. Do tego bardzo solidna garść Electric Wizard i szczypta ekstraktu z brzmienia sludge’owych kapel z południa Stanów. Nie mogło także zabraknąć składników w rodzaju kępki mchu, zajęczej łapki, łajna jelenia czy wreszcie pewnego suszonego zioła. Teraz trzeba tylko znaleźć chętnych do wypicia tej całkiem smakowitej, ale zarazem i ciężkostrawnej polewki. Materiał poukładany jest według klasycznych dla takiego grania schematów i właściwie żadnemu z jego elementów składowych nie można niczego zarzucić. Instrumentaliści poruszają się po uprawianym poletku bardzo sprawnie, na tyle, że nie sprawiają wrażenia debiutantów. Niezły, odpowiednio zachrypnięty wokal pasuje do tego świetnie.
Całość nie jest jednowymiarowa, tu i ówdzie znalazło się miejsce na fajne instrumentalne odjazdy. Krążka słucha się więc naprawdę dobrze. Tym lepiej, im wyższa tolerancja na doomową materię cechuje słuchacza. Mniej odporny śmiałek, przytłoczony czasem trwania płyty, niewielkim zróżnicowaniem utworów i stosunkowo niedużą ilością akcji może przez całość nie przebrnąć z równym zainteresowaniem. Wprawdzie podobne zarzuty można by spokojnie sformułować także pod adresem paru innych kapel, ale w ich przypadku nie przekłada się to na wartość muzyki, one potrafią przekuć to w atut. Anglikom natomiast sztuka ta udała się tylko połowicznie. Zdarza się bowiem, że kawałki sprawiają wrażenie nieco przeciąganych na siłę, a powtarzanie w nieskończoność tych samych zagrywek nie zawsze sprawdza się tak jak powinno. Słowem, czegoś mi w tym wszystkim brakuje. Pewnej iskry, trudno uchwytnego elementu, który odróżnia płyty dobre czy bardzo dobre od tych znakomitych. Czynnika, który sprawia, że album wciąga bezgranicznie i świadczy o niewątpliwym talencie jego twórców.
Olde Crone to taki trochę nieoszlifowany diament. Słychać potencjał, który na razie nie błyszczy jednak tak, jak powinien. Szkoda, że zespół tak szybko zakończył działalność, bo mam wrażenie, że kolejny album mógłby okazać się znacznie lepszy. Na razie mamy solidne, górne stany średnie.
Szymon Kubicki