Fadead

One Second Of Life

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Fadead
Recenzje
2010-01-05
Fadead - One Second Of Life Fadead - One Second Of Life
Nasza ocena:
8 /10

Ostatnio jestem zbyt łaskawy, to fakt. Nie wiem, wpływ Marsa czy innego Plutona? Może powoli nadchodzi era Wodnika? Albo nastawiam się optymistycznie bo świat i tak pierdolnie w 2012, filmy przecież o tym kręcą czyli poważna sprawa, co nie? A tak na serio, to jestem łaskawy, bo sytuacja tego ode mnie wymaga. Bo czegóż tu się uczepić mam, gdy dostaje na warsztat takie zacne rzeczy jak demówka Fadead "One Second of Life"?

Słowem wyjaśnienia - Fadead, to wierząc oficjalnym źródłom, ciechanowsko-warszawski konglomerat muzykantów, pragnących grać dźwięki synkretyzujące rocka i metal. W logo mają obrys dwóch nagich dzierlatek, a w znajomych na myspace Godsmack, Drowning Pool i Black Label Society... I to już powinno mniej więcej powiedzieć z czym mamy do czynienia. Z graniem mocno amerykańskim. Ale nie w stylu "zakładamy czapki z prostym daszkiem i wchodzimy po kablach od internetu komuś na dach chałupy być core hard". Godsmack i Drowning Pool wymieniłem nieprzypadkowo.

Otwierający całość "First Prize" ma riff jak wykrojony żywcem ze starego Drowning Pool i ducha "Faceless". Głos Dawida tylko brzmi bardziej szorstko niż chociażby wokal Sully'ego. Polskim Sullym został już zresztą kilka lat temu Pacior na płycie Aion "One of 5", ale to już osobna historia... "First Prize" oferuje nam ponadto klimatyczny refren i trochę gitarowych wygibasów pod koniec kompozycji, co warto nadmienić - kompozycji ponad pięciominutowej, która nie nudzi ani przez moment.


"One Second of Life" kontynuuje podróż po ostępach amerykańskich prerii, wznieca tylko trochę więcej stonero'wego kurzu. Kawałek ten ma fajny, taki "piaszczysty" refren, więcej rockowego luzu niż poprzednik i ciekawą, plastyczną partię solową gitary. "Greed" to kolejny soczysty riff zestawiony z melodyjniejszym chorusem i intrygującym rzępoleniem sześciostrunowca na koniec utworu. Totalnym odjazdem natomiast, miło wyrywającym się z aranżacyjnych schematów poprzedników, jest końcowy "SP", który brzmi jak połączenie post-grunge'u z Motorhead.

Reasumując - są pomysły, muzycy opanowali instrumenty w sposób więcej niż zadowalający, brzmienie jak na demo też jest fajne. Lekko "ziarniste", ale dodaje to tylko urokowi gitarom. Trochę więcej melodii i trochę więcej koncepcji na rozwijanie kompozycji i będziemy mieli cholernie mocnego gracza wagi ciężkiej.

Grzegorz Żurek