Controverso
Gatunek: Metal
We wszystkich recenzjach tej płyty, na które trafiłem, powtarza się jedna nazwa - The Dillinger Escape Plan. I to właściwie powinno mówić wszystko... A jednak nie mówi. W przypadku "Controverso" otrzymujemy pełen wachlarz muzycznych odniesień do dokonań różnych grup z pogranicza hardcore/metal. Jednak nie mamy tu do czynienia z tępym naśladownictwem. Samo porównanie ICO do Amerykanów z DEP i zamknięcie sprawy byłoby nieco krzywdzące dla Włochów. Powód jest prosty, ICO oferuje znacznie więcej niż tylko kopiowanie bardziej znanych kolegów zza oceanu.
Płyta jest stosunkowo niedługa, 33 minuty. W moim odczuciu to dokładnie tyle, ile trzeba w przypadku ich muzyki. Dużo się dzieje w poszczególnych numerach. Te są wielowymiarowe. Włosi płynnie przechodzą od nieokiełznanej hardcorowej furii, przez thrash, po progresywny rock. Całość otwiera riff, który równie dobrze mógłby znaleźć się na płycie Dillnger Escape Plan czy Burnt By The Sun. Po chwili przechodzą w kolejny, który przy odrobinie innym aranżu pasowałby do "Spheres" holenderskiego Pestilence. Zresztą wokal przypomina bardziej rozkrzyczanego Van Drunena. Gdzieś w środku albumu pojawia się zwolnienie z klawiszami w tle, co z kolei daje słuchaczowi trochę oddechu i wytchnienia. I tak właściwie jest do końca. Nie, nie powielają tego schematu w każdym numerze, chodzi o zróżnicowanie wewnątrz utworów.
Włosi umiejętnie zmieniają klimat z każdym kolejnym kawałkiem. Mniej więcej w połowie krążka pojawiają się bardziej eksperymentalne partie, wolniejsze, bardziej przestrzenne fragmenty. Inne z kolei przywołują na myśl takie nazwy jak Virus czy Coroner, czyli bardziej thrashowe granie, utrzymane w specyficznym klimacie. Mamy też progresywno-rockowe zabawy instrumentalne. Wreszcie otrzymujemy to, o czym wspomniałem na początku - agresywne, szybkie, "połamane" partie w stylu DEP, BBTS, "jedynki" The End czy wczesnego Mastodon. A wszystko to zamknięte w nieco ponad półgodzinnym materiale. Podsumowując, to bardzo dobra rzecz, której warto poświęcić trochę czasu. Zachęcam i z ciekawością czekam, co Włosi wymyślą na trzecim wydawnictwie.
Sebastian Urbańczyk