The SuperGroup zdobyło moją sympatię od razu na wejściu. Wystarczy zerknąć na nazwy utworów, by zrozumieć, że mamy do czynienia z pozytywnie zakręconymi luzakami. "A Fucking Intro" na start, potem np. "Alcoholic Anthem". Plus mam dziwne zboczenie do płyt, które mają równo 10 utworów...No ale my tu już nie o moich nerwicach, a o muzyce może...
The SuperGroup wywołała niedawno swoją nazwą spore zamieszanie wśród internetowych "szuraczy". Że jaka znowu z nich supergrupa, skoro w kapeli udzielają się członkowie Insane, Carnal i Hedfirst, które to zespoły jakiegoś wybitnego statusu na scenie nie mają. Ale Bayer, Wiśnia i co. chcieli raczej przekazać nazwą bandu swój ironiczny stosunek do wyrastających jak grzyby po deszczu kolejnych "all-stars" ekip, niż wywyższać się pod niebiosa. Chwyt marketingowy, żart, nieważne - ważne, że nazwy tej nie wykorzystał jeszcze żaden zespół, i za zmysł i pomysł, prostotę i celny strzał w wyborze szyldu dla kapeli - kolejny plus.
Panowie muzykanci w wywiadach i materiałach promocyjnych sami określają się jako "metal", ale myślę, że to zbyt duży skrót myślowy. Większość członków z ekipy supergrupy ma korzenie zapuszczone w scenie HC, i to wychodzi na "Insane". Czyli co? Czyli metalcore moi mili. I chociaż dla wielu true wojowników nazwa tego gatunku to synonim wyeksploatowania i marności, to wciąż jednak istnieją tacy, którzy potrafią na kanwie MC wykrzesać sporo szczerych emocji. Jak The SuperGroup na przykład. Nie znajdziemy tutaj melodyjnego postękiwania w chorusach, nie ma na "Insane" schizofrenicznego połączenia melodyki Iron Maiden z rwaniem rytmów w stylu Agnostic Front. Mamy natomiast do czynienia przy okazji debiutu supergrupy z symbiozą kliku zacnych cech metalu i HC, które tworzą jedną, mocarną całość.
Betonowe brzmienie, wykręcone w Perlazzie, wokal, rwane rytmy (jak np. w "Keep the Moment") czy nawet HC etos w lirykach ("We Don't Give a Fuck") - tu nasuwają się skojarzenia z hardym corem. Rozbudowane aranże, praca gitar - to kojarzyć się może, i kojarzy z metalem. Przy czym oba świata nie kolidują ze sobą, a zazębiają, tworząc styl The Supergroup, na moje ucho troszkę podobny do stylu rodzimego ś.p. Hedfirst, w którym to również znaleziono receptę na metalcore, który nie wywoływał uczucia zażenowania. Może zasługa w tym Bayera, który przyszedł do supergrupy po rozpadzie Hedfirst właśnie? Chociaż jeśli wierzyć Wiśni - muzyka była już skomponowana, gdy dołączył wokalista.
Poszło kilka komplementów i ciepłych słów z mojej strony, ale nie mogę przejść obok największej wady tego wydawnictwa, które z drugiej strony może i jest największą jego zaletą...Muzyka na "Insane" nie jest wynikiem kalkulacji, spinania się i karkołomnych prób znalezienia odpowiednich riffów, to czuć. Dla supergrupy synonimem jest słowo luz, więc i dźwięki, które zebrali do kupy tryskają entuzjazmem i radością grania. A przy tym wszystko dość szybko się nudzi w związku z niezbyt dużym skomplikowaniem całości. Nie zrozumcie mnie źle, jak na kapelę metalcore'ową The SuperGroup aż zaskakuje mnogością ciekawych rozwiązań aranżacyjnych. No ale...coś tu jeszcze nie gra i nie trybi...I nawet sam nie do końca umiem sprecyzować swój zarzut...Momentami po prostu bardziej będziesz miał ochotę pójść napisać maila, niż słuchać dalej "Insane", mimo iż muzyka jakoś wybitnie nie traci na poziomie.
Zacny debiut. Muzyka, gdy leci na złamanie karku porywa w szaleńczy mosh, a niekiedy zmusza do posępnego headbangingu, gdy zwalnia tempo. Cały czas jednak buja, zaskakuje, sprawia radość. Na te parę niedociągnięć można przymknąć oko. Mimo iż w składzie The SuperGroup nie zobaczymy "gorących" nazwisk to muzyka supergrupy jest naprawdę super.
Grzegorz Żurek