Into Night’s Requiem Infernal
Gatunek: Metal
W listopadzie bez zmian. Aura ponura i pozbawiona słońca, zdarza się, że wicher łeb urywa, a i deszczem potrafi solidnie zaciąć po oczach. Brzmi znajomo? Znaczy to, że kolejny album Novembers Doom nie przynosi absolutnie żadnych niespodzianek. Już dwie płyty temu zespół oddalił się nieco od klasycznych doommetalowych klimatów, wprowadzając do swojego grania sporo dynamiczniejszych elementów. Do tej pory sprawdzało się to całkiem nieźle, sprawdza się i na "Into Night's Requiem Infernal".
Ten krążek to właściwie kontynuacja poprzedniego materiału, ułożona wg tych samych schematów. Jest tak do tego stopnia, że przesłuchując ten album po raz pierwszy odnosiłem wrażenie, że gdzieś już to wszystko słyszałem. Gdzie? Oczywiście na poprzednich płytach smutasów zza wielkiej wody. Dynamiczne, szybkie, prawie deathmetalowe kawałki oparte na mocnych partiach gitar i głębokim growlingu przeplatane są spokojniejszymi, bardziej klimatycznymi utworami, w których dominuje czysty śpiew. Wszystko to brzmi znajomo, ale muszę przyznać, że słuchalność tego albumu osiąga zaskakująco (a może wcale nie?) wysoki poziom. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą sporego zróżnicowania zawartości krążka. Utwory nie dłuższe niż siedem minut i raz za razem zmieniający się nastrój sprawiają, że nie ma tu miejsca na nudę. Właściwie jedynym słabszym momentem jest zamykający płytę, nieco zbyt smętny i przesłodzony "When Desperation Fills the Void". Ale to drobiazg, zwłaszcza, że obecność tego kawałka idealnie niweluje znakomita balladka "The Fifth Day of March". Wprawdzie można się przyczepić, że zalatuje ona na kilometr Katatonią (podobieństwo jest więcej niż uderzające), a pod koniec pojawiają się senne klimaty w stylu Pink Floyd, ale i tak jestem zdania, że ten kawałek to prawdziwy majstersztyk, a zarazem jeden z najlepszych utworów Amerykanów ever.
Resztę płyty wypełniają typowe dla Novembers Doom patenty, choć można też doszukać się tu nieco nowości. Przykładem niech będzie choćby trwający raptem nieco ponad trzy minuty "Lazarus Regret" - chyba najbrutalniejszy kawałek ND, który zawiera nawet fragmenty niemal blackowych wokali. Zresztą wydaje mi się, że momentami jest to najostrzejsza jak dotychczas płyta Novembers Doom, a brzmienie gitar chwilami (np. w kawałku tytułowym) przywodzi na myśl szwedzką szkołę death metalu. Może to złudzenie, a może namacalny dowód wpływu Dana Swano kręcącego gałkami. Mam też wrażenie, że tym razem zespół nieco rzadziej sięga po instrumenty klawiszowe, częściej operując klasycznym instrumentarium. Na uznanie zasługują świetne partie wokalne, zarówno czyste, jak i głęboki growling. Generalnie "Into Night's Requiem Infernal" to bardzo przyzwoicie skrojony materiał. Warto.
Szymon Kubicki