Angela Gossow? Ja już o niej zapomniałem!
Wystarczyły dwa albumy zarejestrowane przez Arch Enemy z Alissą White-Gluz, aby potwierdziła się stara maksyma, że nie ma ludzi niezastąpionych. Wywodząca się z Kanady, niezwykle apetyczna wokalistka odważnie przebiła się przez mur malkontentów, co potwierdza najnowszy, dziesiąty album zespołu "Will To Power".
Krążek zawiera łącznie dwanaście kompozycji, w tym dwa krótkie instrumentale ("Set Flame To The Night" i "Saturnine"), które w znanym już stylu łączą agresywne deathmetalowe brzmienie z licznymi melodiami. Niewiele więc zmieniło się w filozofii Arch Enemy, ale uległa ona odświeżeniu. Materiał kontynuuje pomysły zasygnalizowane na poprzednim i zarazem pierwszym albumie z Alissą White-Gluz, czyli "War Eternal" z 2014 roku. Tyle, że w przypadku "Will To Power" mamy do uczynienia z ukształtowaną formacją, którą dodatkowo wsparł znakomity amerykański gitarzysta Jeff Loomis. Jego obecność robi różnicę, choć póki co nie dostał jeszcze możliwości udziału w procesie kompozycyjnym.
Tak czy inaczej, spośród utworów zawartych na "Will To Power" szczególnie warto polecić te znajdujące się na pierwszej połowie albumu. Wyścigi gitarowe Michaela Amotta i Jeffa Loomisa w rozpędzonym, nomen omen, "The Race" okazują się jedną z najcięższych propozycji Arch Enemy na przestrzeni ostatnich lat. Tu właśnie, u progu krążka, doskonale wprowadziła się Alissa White-Gluz, której dynamiczny growl rozwala wszelkie sentymenty. Dalej jest już i deathmeatlowo, i melodyjnie. Kompozycje "Blood In The Water", "The World Is Yours" i "The Eagle Flies Alone" wpisują się w najlepsze standardy zespołu, przy czym dzięki znakomitemu brzmieniu, możemy też mówić o porywającej warstwie twórczości kapeli. Wymienione numery są stworzone zarówno na koncerty, jak również na jakąś pozbawioną ograniczeń autostradę. Arch Enemy zasuwa, a instrumentaliści prowadzeni przez rozkrzyczaną wokalistkę nieustannie podkręcają tempo, często też wysypując rewelacyjne solówki, szczególnie jeśli chodzi o gitary będące w rzeczywistości mocnym kręgosłupem tego materiału.
Nic nie ujmując znakomitym gitarzystom, szczególnie szukającemu swojego miejsca na Ziemi po rozpadzie Nevermore Jeffowi Loomisowi, bohaterką albumu jest Alissa White-Gluz. Możliwości tej błękitnowłosej wokalistki są ogromne. Nie chodzi tylko o porządny growl, ale też umiejętność śpiewu i gładkiego przechodzenia do różnych form wokalnej ekspresji. "Reason To Believe" dowodzi, że mamy do czynienia z talentem najwyższej klasy, dla którego zaczęło pracować już doświadczenie. Wciąż mi się wydaje, że w tym utworze śpiewają dwie, a może nawet trzy różne wokalistki. Szkoda tylko, że mniej więcej od tego kawałka, umownie dzielącego "Will To Power" na dwie części, album wydaje się nierówny. O ile jeszcze "Murder Scene" okazuje się melodyjno deathmetalowym killerem w stylu solidnego In Flames, a "First Day in Hell" może wzbudzić zainteresowanie ze względu na ciekawie rozłożone proporcje pomiędzy groove, death metalem i aurą mroku, o tyle pozostałe numery po prostu próbują doprowadzić krażek do godnego czasu trwania. Chodzi mi o "Dreams Of Retribution" i "A Fight I Must Win" - najdłuższe kompozycje, trwające w obu przypadkach prawie siedem minut, które wydają się zdecydowanie przeciągnięte. Tymczasem Arch Enemy najlepiej sprawdza się w konkretnych, nośnych utworach. Bez kombinowania.
W podsumowaniu warto dodać, że materiałowi nie brakuje urozmaiceń. Można tu choćby usłyszeć smyczki w wykonaniu muzyków sesyjnych ze Sztokholmu. Wystąpili tu także ceniony nie tylko w Szwecji klawiszowiec Jens Johansson oraz były etatowy członek Arch Enemy Christopher Amott. Obecność ich wszystkich można określić jako symboliczną, bowiem "Will To Power" to album, który definiuje swoją bohaterkę z krwi i kości. To Alissa White-Gluz. Jej temperament wystarczy, aby zdobyć serca fanów, a gdy tylko Michael Amott pozwoli Jeffowi Loomisowi coś skomponować, to Arch Enemy może sięgnąć gwiazd. Niemal tak jak w czasach świetności z… jak ona się nazywała?!
Konrad Sebastian Morawski