"Minister Zdrowia ostrzega : słuchanie tej płyty, zwłaszcza jesienną lub wieczorną porą, może pogłębić lub wywołać stany depresyjne, lub myśli samobójcze."
Takie ostrzeżenie powinno widnieć na każdym egzemplarzu nowej płyty Katatonii. Szwedzi wydając nowy album, zatytułowany "Night Is The New Day", zaskoczyli zbliżając się niebezpiecznie blisko perfekcyjnej formuły depresyjnego rocka.
Rocka napisałem świadomie, pełni władz umysłowych. Wiem, że Szwedzi byli/są kojarzeni głównie ze sceną metalową. I ma to swoje reminiscencje na "Night Is The New Day". W brzmieniu całości : szarpiącym nerwy, szorstkim, masywnym. I w "doładowaniach" do muzy, w tych chwilach gdy wchodzą mocniejsze riffy urozmaicające nową propozycję Katatonii. Co ciekawe w tych mocniejszych fragmentach Szwedzi brzmią jak ich zacni rodacy z Meshuggah (!!!). Ale głównie na "Night Is The New Day" mamy do czynienia z graniem lżejszym, bardziej klimatycznym, ze stonowanymi, rockowymi riffami świetnie uzupełnianymi przez dodające atmosfery klawisze.
"Night Is The New Day" zaskakuje również wielowarstwowością. To nie jest album do przesłuchania "na raz". Musimy się wsłuchać, spędzić nad tą płytą chwil parę by zrozumieć, że każda kompozycja tworzy osobny byt na tym wydawnictwie. Weźmy pierwsze trzy kawałki z brzegu. "Forsaker" to rzecz mocniejsza, "The Longest Year" oferuje świetny chorus, natomiast "Idle Blood" to rzecz jawnie "brytyjska", brzmiąca jak połączenie Paradise Lost i My Dying Bride. Wszystko oczywiście spięte klamrą brzmienia i autonomicznego klimatu "Night Is The New Day". A im dalej w las, tym więcej grzybów, jako rzekł filozof. Riffu do "Liberation" nie powstydziłby się niejeden nowomodny zespół, na przykład.
Można roztrząsać dalej każdy kawałek z osobna, ale nie ma to sensu. Bo całość tego wydawnictwa tworzy zwarty koncept stylistyczny. Świetna okładka Travisa Smitha (tak, ten co maluje np. dla naszych rodaków z Riverside), wydanie całości - to wszystko tworzy świetną stylówkę i zgrabnie łączy się z 50 minutami dźwięków. Dźwięków, które najlepiej przyswajać bez pauz i chwil oddechu. Po takiej dawce porażającego klimatu katatonia murowana, he he.
Przy nowej płycie Katatonii nachodzi mnie refleksja - jak oni to robią?!?! Tyle lat już grają, a nigdy nie złapali zadyszki. Ciągle tworzą rzeczy na co najmniej dobrym poziomie. "Night Is The New Day" to płyta, w ich przepastnej dyskografii, godna postawienia w TOP 3. Cóż, po prostu rzeknę na koniec, że polecam nową propozycję Szwedów fanom nostalgicznych klimatów. Ale Ci już dawno mają ten album. Viva Emptiness!
Grzegorz Żurek