Soen

Lykaia

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Soen
Recenzje
2017-02-20
Soen - Lykaia Soen - Lykaia
Nasza ocena:
7 /10

Progmetalowa supergrupa ze szwedzkim rodowodem ciągnie słuchacza w przeszłość, do starożytnej Grecji, na stoki Wilczej Góry (góry Likajon), gdzie nie tak dawno odkryto pozostałości ołtarza, na którym w sekrecie składano rytualne ofiary ku czci likajskiego Zeusa.

Pytanie, czy po odejściu z Soen związanego z Testamentem Steve'a DiGiorgio wciąż możemy mówić o supergrupie? Jest wprawdzie otłukujący perkusję w Opeth aż do "Ghost Reveries" Martin Lopez, ale już Willowtree drugiego filaru Soen, wokalisty Joela Ekelofa, nie jest kapelą jakoś wybitnie istotną i znaną. Do grupy dołączył znany na szwedzkiej metalowej scenie między innymi z Evergrey i Avatarium multiinstrumentalista Marcus Jidell, który zajął się również produkcją "Lykaia". Zespół uzupełnili basista Stefan Stenberg i klawiszowiec Lars Ahlund - nazwiska poza Skandynawią raczej anonimowe.

Skład się nieco przetasował, ale Soen wciąż można zdefiniować dwoma słowami: Opeth i Tool. Gdyby tak wrzucić obie kapele do jednego pudła, porządnie nim potrząsnąć, pomieszać i ze dwa razy rąbnąć o ścianę, to prawdopodobnie wypadłby z niego Soen. Kapela Lopeza i Ekelofa składa się z wszystkich charakterystycznych elementów legend amerykańskiej i szwedzkiej sceny. Z Toola zaczerpnięto przede wszystkim mroczne, ciężkie i duszne riffy, niskie linie basu, kotłowe bębnienie oraz emocjonalny wokal ala Maynard James Keenan na mocniej zabarwionych metalem fragmentach. Kiedy zespół gra na spokojnie, bawi się atmosferą i przestrzenią, to wtedy zbliża się do Opeth z wyciszonych, akustycznych fragmentów rodem z "Blackwater Park". Nawet barwą i liryzmem przypomina to Mikaela Akerfeldta (druga część "Orison" to przecież Mikael jak żywy!). Wydaje się zresztą, że Lopez i Ekelof prócz tego, że Toola kochają w całości, to z Opeth najbardziej lubią ten psychodeliczno-progresywny, wyciszony "Damnation".

Mając już niejakie pojęcie, czym w rzeczywistości Soen jest, trzeba sobie powiedzieć, że ten mariaż wychodzi na "Lykaia" całkiem porządnie. Album trwa godzinę, ale nie łapie dłużyzn. Są momenty, kiedy Soen wznoszą się ponad toolowo-opethowy miks i pokazują ogromne predyspozycje do tworzenia rzeczy nieprzeciętnych i po prostu wspaniałych. Takimi cudami są bez wątpienia instrumentalna końcówka "Orison" czy orientalne smaczki w "Jinn". Ponadto dużo smaków z gitar wyciska Marcus Jidell, szczególnie podczas na swój mroczny sposób podniosłych partii solowych, gdzie solówki dosłownie wrzynają się w głowę. Ogólnie jest to świetnie zagrana i zaśpiewana płyta o bardzo ciepłym, analogowym brzmieniu - był to zamysł grupy, by jak najdalej odsunąć się od cyfrowych zabawek.


Trudno ocenić "Lykaia", bo płyta świetnie brzmi i słucha się jej kapitalnie, ale z drugiej strony ta toolowo-opethowe estetyka to niemal dziewięćdziesiąt procent całości materiału. Grzechem byłoby jednak rozpatrywać Soen przez pryzmat cover bandu, bo jednak jest to coś dużo lepszego niż tylko podgryzanie legendarnych kolegów. Najlepiej samemu ocenić na ile te cytaty nam przeszkadzają. Tym mocniej polecam sięgnąć po "Lykaia", bo wydanie jest wprawdzie ascetyczne, ale w tej surowości robi piorunujące wrażenie.

Grzegorz Bryk