Iron Reagan

Crossover Ministry

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Iron Reagan
Recenzje
2017-02-02
Iron Reagan - Crossover Ministry Iron Reagan - Crossover Ministry
Nasza ocena:
7 /10

Muzykom Municipal Waste chciałbym zadać jedno, ale jakże kluczowe pytanie. Po co zakładali bliźniaczy zespół, w którym jedyną różnicę robi ex-perkusista Darkest Hour?

Mniej szalone nagrania Iron Reagan miały być lekarstwem na brak pomysłów na dźwięki pod własnym szyldem, a teraz okazuje się, że side project wyparł "wielki zespół" i stanowi nie tyle suplement do thrashowej ekipy z Richmond, a danie główne, przyćmiewające twórców "Hazardous Mutation".

Po co zatem słuchać Iron Reagan? Chyba z prostej, ale jednak istotnej przyczyny - mianowicie braku odczuwalnego pełnowartościowego produktu wśród młodzieży. Można się spierać, czy aby na pewno demówki Judiciary, Guilt Trip czy płyty Siberian Meat Grinder nie przeczą tej tezie, ale nie oszukujmy się, ilu z przedstawicieli tego grania przebiło się do magicznej, pierwszej ligi? Komu Napalm, Relapse czy inny label otworzył wrota do prawdziwej kariery? Ano nikomu, nazwisko grają swoje, ale robią to niestety dużo lepiej niż konkurencja i w tym tkwi szkopuł. Stawia się na sprawdzonych muzyków.

Co oferuje "Crossover Ministry"? W zasadzie nic, czego nie słyszelibyśmy choćby na płytach naszego Terrordome. Faux pas? Niekoniecznie bo thrash/crossover rządzi się tyloma oczywistymi prawidłami, że nie sposób grać tej muzyki inaczej, stąd całkowita jednowymiarowość trzeciej płyty Żelaznego Reagana i konstatacja, że nawet najmniej udane petardy stanowić będą potężne fuck off dla całej sceny. Muzycy z Richmond grają zarówno z impetem i luzem, jakiego mogą im pozazdrościć całe tabuny podobnych hord, ale gdzieś w połowie płyty odczuwamy znużenie. Za często i za szybko ścigają się z Municipal Waste z pewnością więc nie unikną niekorzystnych porównań.

Choćby wplatali heavy metal, niebezpiecznie zbliżali się do hc z lat 90. ("Megachurch") nawet trzydzieści minut zaklętych w osiemnastu utworach potrafi znużyć. Nie twierdzę, że nie zmienię zdania, ale póki co wielkość thrashowego prezydenta to efekt gwiazdorskiego składu i udanego PR. Muzyka broni się, ale na dłuższą metę, jak wszystko (co dobre), potrafi zbrzydnąć, dlatego wrócę do mniej profesjonalnych nagrań wcześniej wspomnianych zespołów, i puszcze wodzę fantazji. Wymiana pokoleniowa tuż, tuż, a o drugiego Tony’ego Foresta na wokalu wcale nie tak trudno.

Grzegorz Pindor