Krajowy death metal raz na jakiś czas wypluwa coś nowego i świeżego, choć wpisującego się w bieżące trendy. Heresy Denied śmiało można przypisać do grona takich zespołów.
Debiutujący deathcore’owcy usilnie próbują odmienić oblicze śmierci z Rzeczypospolitej i udaje im się to w stopniu na tyle zadowalającym, aby śmiało postawić ich obok zasłużonych ekip jak Alienacja, John Doe’s Burial czy Drown My Day i podejrzewam, że przy kolejnym wydawnictwie będzie okazja, aby dodać im punkt albo dwa więcej niż wymienionym nazwom.
Co zatem wyróżnia Heresy Denied na tle innych ekip, z konkurencyjnym Mentally Blind włącznie? Pomysłowość, konsekwencja i wierność progresywnej odsłonie deathcore'a i nacisk na techniczny aspekt twórczości przy zachowaniu balansu pomiędzy opętańczym wygarem a melodyjnością i niemal jazzowymi fragmentami. "Innerception" ma w sobie jeszcze coś, o czym nie wspominałem, a jest to spory potencjał na międzynarodową karierę. Pojawia się jednak pytanie, czy panowie wykorzystają tkwiący w nich talent i pomysłowość, dzięki czemu będą na fali wznoszącej, czy ulegną typowemu dla polskich zespołów marazmowi - bo u nas się nie da. Malkontenctwo to jedno, i ciężko się go wyzbyć, ale życzyłbym sobie, jak i muzykom, aby kolejnym razem całkowicie odeszli od cyfry i programowania, dzięki czemu mieliby szansę na zamknięcie niejednej nieprzychylnej paszczy. O ile gra przede wszystkim Olka Czurko, gitarzysty i lidera grupy nie pozostawia złudzeń co do tego, kto pociąga za sznurki, tak reszta muzyków, zwłaszcza z sekcji musi pokazać, że układanie puzzli w Ableton/Cubase to jedno, a odegranie tego materiału w warunkach scenicznych to drugie i właściwe dla nich środowisko.
Na koniec o tym, dla kogo tak naprawdę jest Heresy Denied. Poznaniacy uderzają w tony podobne dla wczesnego The Contortionist i Human Abstract, ale faktem jest, iż drogowskazem dla muzyków z wielkopolski jest środkowy etap twórczości Veil of Maya z odniesieniami do grup pokroju Decrepit Birth, gdzie matematyka jest równie istotna co atmosfera kompozycji. Jeśli więc nie straszne ci wygibasy, djentowe zacięcie i zgrabnie przemycane niemetalowe patenty, spędzisz z "Innerception" blisko czterdzieści minut i absolutnie nie będzie to czas stracony. Oczywiście grupa ma swoje małe niedociągnięcia, najbardziej w kwestii aranży wokali, czy dość nietypowej jak na Aurora Studio produkcji (nie wiem, czy był to dobry wybór), ale do odważnych świat należy i jak można wyczytać z profilu facebookowego, "Innecreption" to dopiero przedsmak czegoś znacznie większego.
Trzymam za słowo.
Grzegorz Pindor