Na Sabaton wielokrotnie wylewano litry pomyj, tylko po to, aby następnie obsypywać ich lukrem.
Nieżyczliwi nazywają ich "casio metalem", narzekają na monotematyczność i brak zróżnicowania w kompozycjach, a w tym roku doszły nietrafne porównania do Abby i zarzucanie popularnej techniki "kopiuj-wklej". Właściwie ze wszystkim można by się zgodzić, gdyby nie fakt, iż - czy tego chcemy czy nie - Szwedzi pozostają fenomenem, zagadką, której mimo wieloletniej sympatii sam nadal nie rozumiem, i której nawet nie mam zamiaru próbować rozwikłać.
Są jednak tacy, którzy próbują, mało tego, chcą na Sabaton zarobić kilka dodatkowych złotych. Nie wydaje mi się, aby akurat ten zespół był dobrym materiałem na podreperowanie stanu portfela, i nie sądziłbym tak nawet dziesięć lat temu, kiedy jako pierwszy w kraju sprzedawałem ich płyty i koszulki. Stąd dziwi mnie tak nagła premiera biografii power metalowców, w dodatku napisana przez redaktora Teraz Rocka - Jordana Babulę. Mało tego, zdziwienie potęguje całkowita obojętność muzyków, która niczym czerwona płachta na byka razi w oczy czytelnika. Wiem, że rozmowy w trakcie release party i specjalnych odsłuchów to raczej popijawa i zapisywanie luźnych myśli na temat dopiero co odsłuchanej płyty, ale nigdy nie pomyślałbym aby wykorzystać ten moment na zbieranie materiału do książki.
Co więcej, jak słusznie zauważyli prawie wszyscy redaktorzy, którzy mieli "Lwy Północy" w ręce, jest to rzecz kompletnie zbędna i w żaden sposób nie opisująca fenomenu zespołu, ani też nie poddająca w wątpliwość jego egzystencji, a jest przecież pokaźna grupa artystów, którzy na to wyróżnienie zasługują - nie przypominam sobie na przykład biografii Udo albo Doro. Dodam jeszcze, że tak się złożyło, iż "nowe twarze" Sabaton nie zdążyły przyczynić się do odmiany oblicza zespołu, stąd niemal całość książki poświęcona jest duetowi Brodén & Sundström (i temu, co sądzą o nich krajowi i zagraniczni redaktorzy), przez co potencjalny nabywca może odnieść wrażenie, iż panowie, aktualnie biznesmeni i profesjonaliści w każdym calu, nie są zbyt ciekawymi rozmówcami, ergo: wolą skupić się na sobie i bieżącej działalności, aniżeli podsumowaniu dotychczasowej kariery.
Zresztą, nie oszukujmy się, formacja z Falun nie istnieje nawet dwóch dekad, a kolejne trasy od początku istnienia wojowniczych heavy metalowców, aż do momentu przejścia na zawodową stronę mocy po wydaniu "Attero Dominatus", miały finalnie doprowadzić do statusu jakim obecnie cieszą się Szwedzi. Nie pijaństwo na backstage’u nieistniejącego krakowskiego Loch Ness, nie intymne relacje z polskimi fankami, a ciężka praca i wytrwałość. Stąd nie tylko mój wniosek, iż raptem 240 stron tekstu to i tak całkiem pokaźny materiał, który można by nie tylko skrócić o połowę, ale podać go w zupełnie innej formie, może reportażu zamiast biografii. Autorowi nie można odmówić warsztatu językowego ani kronikarskiego zacięcia, gdyż jak mało kto zgłębił wszystkie szczegóły publicznej strony Sabaton, czego nie powstydziliby się nawet członkowie naszego fanklubu zespołu, ale komu nie w smak suche dane i fakty, ten nie znajdzie w tej lekturze choćby jednego momentu, przy którym można się uśmiechnąć.
Grzegorz Pindor