Wolf Hoffmann

Headbangers Symphony

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Wolf Hoffmann
Recenzje
2016-09-09
Wolf Hoffmann - Headbangers Symphony Wolf Hoffmann - Headbangers Symphony
Nasza ocena:
8 /10

Gdybym był wilkiem, to chciałbym nazywać się Hoffmann i tworzyć takie płyty jak "Headbangers Symphony".

Współzałożyciel i gitarzysta niemieckiego Accept po raz drugi w swojej wieloletniej karierze zderzył heavy metal z muzyką klasyczną. Pierwszy taki album Wolfa Hoffmanna zatytułowany "Classical" ukazał się w 1997 roku i proponował heavymetalowe wariacje na temat twórczości m.in. Georgesa Bizeta, Edvarda Griega oraz Piotra Czajkowskiego. Było to wówczas nie lada wydarzenie, swoista uwertura do działalności innych metalowych twórców, którzy na przełomie XX i XXI wieku ochoczo zabrali się za klasykę i symfonię (m.in. Metallica i Trans-Siberian Orchestra). Dla niektórych fanów metalu tego typu pomysły stanowiły pogwałcenie kanonów gatunku, zaś dla innych być może jedyną możliwość poznania klasyków. Z tego drugiego założenia wychodzi też Hoffmann - przez swoją twórczość chce prezentować ojców muzyki, stąd też wziął się album "Headbangers Symphony".

W pracach nad krążkiem udział wzięli m.in. dobry znajomy Wolfa, basista Accept Peter Baltes, kilku sesyjnych wymiataczy, a także Czeska Narodowa Orkiestra Symfoniczna, którą dyryguje Jan Chalupecky. Miks albumu wykonał natomiast Andy Sneap, znany producent płyt takich zespołów jak Testament, Opeth, Megadeth, Nevermore czy Kreator. Ekipa ta zmierzyła się z twórczością Ludwiga van Beethovena, Antonio Vivaldiego, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Giacomo Pucciniego, Jana Sebastiana Bacha czy też ponownie Georgesa Bizeta i Piotra Czajkowskiego. Efekt? Bez wątpienia "Headbangers Symphony" nie trafi w gusta ortodoksyjnych fanów metalu, przypominając niejako dyskusje na temat sensu łączenia klasyki z heavy metalem, ale jest to krążek interesujący z punktu widzenia słuchaczy gotowych na oryginalne wyzwania. To ciekawa mieszanka dwóch odległych od siebie muzycznych światów.

Na krążku - oprócz wszechobecnych smyczków i podniosłego, poważnego klimatu - dominują przede wszystkim gitary. Gdyby nie duchy klasyków muzyki rzekłbym, że "Headbangers Symphony" to album gitarowy. Podana w wykwintnej formie celebracja wieloletniego doświadczenia i heavymetalowego mistrzostwa Wolfa Hoffmanna, który co rusz prezentuje serię zadziornych riffów albo zachwyca efektowną solówką gitarową. Tyle, że krążek przesiąknięty jest klasycznymi utworami, takimi jak fragmenty "Dziewiątej Symfonii" Beethovena, "Poławiaczy Pereł" Bizeta, "Jeziora Łabędzie" Czajkowskiego, "Madame Butterfly" Pucciniego oraz innych wybitnych dzieł. W tym przesiąknięciu niekiedy gubią się gitary i heavy metal, choć album ma też momenty wywołujące dreszcze na skórze, tak jakby okazało się, że oba gatunki do siebie idealnie pasują. Zwracam tu uwagę przede wszystkim na rewelacyjną interpretację "Night On Bald Mountain" Modesta Musorgskiego, emocjonujące "Adagio" Tomaso Giovanniego Albinoniego czy też elektryzujące wcielenie Mozarta.

Tak oto na "Headbangers Symphony" składa się wiele rozmaitych emocji. Niekiedy środek ciężkości płyty  bywa przesunięty w kierunku heavy metalu, innymi razem wypełnia go głównie klasyka, a czasem - tak jak w przypadku wcześniej wymienionych utworów - heavy metal zdaje się współgrać z klasyką. To oczywiście w dużej mierze złudzenie, będące rezultatem doświadczenia Wolfa Hoffmanna, który przypomniał o sobie jako o wszechstronnym, znakomitym gitarzyście. Jego drugi album solowy może więc budzić kontrowersje, ale bez wątpienia utrwala przekonanie o niesamowitych umiejętnościach gitarowych tego wilka, co się Hoffmann nazywa.

Konrad Sebastian Morawski