Death Angel

The Evil Divide

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Death Angel
Recenzje
2016-08-12
Death Angel - The Evil Divide Death Angel - The Evil Divide
Nasza ocena:
10 /10

Death Angel w piekielnie dobrej formie!

Jedna z legend Bay Area jest niczym wino i nie ma nic banalnego w tym sformułowaniu. Ósmy album Death Angel to mocny dowód na kapitalną kondycję kapeli, a zarazem jeden z najważniejszych symboli przywracających wiarę w thrash metal. Esencjonalny, drapieżny, wychodzący z ulicy, brzmiący jak brzytwa. Jestem przekonany, że "The Evil Divide" zawładnie serduchami tych wszystkich słuchaczy, którzy odnaleźli swoją tożsamość w metalowym podziemiu Kalifornii lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Album zawiera dziesięć kompozycji, jedenaście w edycji rozszerzonej, którą to wieńczy nietypowy jeśli chodzi o standardy Death Angel utwór "Wasteland" pochodzący z 1986 roku. To cover utworu gotyckiego zespołu The Mission, otwierającego debiutancki album tej angielskiej kapeli, który w Wielkiej Brytanii okrył się złotem. To trzeba usłyszeć! To dziwaczny i pociągający stempel na "The Evil Divide", albumie, który urywa głowę! Dobiera się też bardzo mocno do kości, co czyni już rozpoczynający krążek "The Moth", oferujący zestaw doskonałych riffów gitarowych Roba Cavestany'ego i Teda Aguilara, potężnych partii perkusji Willa Carrolla, świetnie zaakcentowanych basówek Damiena Sissona i drapieżnych wokali Marka Oseguedy. To pociski dobrze zorganizowanej thrashmetalowej armii.

Zresztą moim zdaniem Rob Cavestany i Mark Osegueda to dziś ekstraklasa metalu. To muzycy niekoniecznie doceniani, ale czy thrash metal kiedykolwiek spotkał się z tym wręcz mitycznym docenieniem? Nie! Dlatego też ci esencjonalni członkowie Death Angel, grają i wrzeszczą nie po to, aby trafić na afisz, ale by stać się częścią pamięci środowiska thrashmetalowego. "The Evil Divide" to środowisko wskrzesza i trzyma za gardło. To potężny manifest na temat thrash metalu. Rozwrzeszczany, bezkompromisowy i drapieżny, przy okazji sięgający też oldschoolu, jak w numerach "Father Of Lies", "Hell To Pay", "The Electric Cell" (zajebisty finał!) czy "Let The Pieces Fall", albo niespodziewanie refleksyjny, oddający ducha naszych czasów "Lost".


Czy ktoś mnie teraz słyszy? Czy ktoś chce usłyszeć Marka Oseguedę?! Deszcz, który zmywa wszystkie winy, oczyszcza z bólu, nie daje prawa bytu fanatyzmowi i religijnej ortodoksji, to deszcz, który przeciwstawia się złu. To Death Angel, który zło tak sprawnie definiuje. I temu złu mówi: to w człowieku tkwi siła!

Na krążku nie zabrakło społecznej punkowej wymowy, genetycznie powiązanej z thrashem, choć przez mnóstwo nowych zespołów z tego nurtu w zasadzie pomijanej. Tymczasem "The Evil Divide" swoją esencjonalność czerpie nie tylko z muzyki, ale właśnie też ze słów, zapadających w pamięć, mocnych, osadzających się na duszy. Owe społeczne nastawienie zespołu, ten punkowy bunt, szczególnie dobrze brzmi w kompozycjach "Cause for Alarm" - będziemy walczyć, aby mieć pieprzony wybór! - czy też "It Can’t Be This" i "Breakaway". Na albumie jest też sporo korzennego zła, drapieżnych wykrzykników, numerów w zasadzie wykrzyczanych, indywidualnych popisów na poziomie wokali i wszystkich instrumentów, solówek, wypuszczeń, ostrych chórków, wszystkiego, co można sobie wyobrazić w temacie kwintesencji thrashu.

Warto dodać, że w "Cause for Alarm" solówkę gitarową zarejestrował producent albumu Jason Suecof, ten sam gość, który przy nagraniach poprzedniej płyty Death Angel "The Dream Calls For Blood" wbijał sobie gwoździe w sparaliżowane nogi i wykręcał sobie palce. Włączając w to wspomnianą solówkę, jego praca jako producenta zebrała świetne żniwo - to kolejny album amerykańskiej kapeli, który swoim brzmieniem powala na kolana. Innym gościem jest znakomity gitarzysta Sepultury Andreas Kisser, który swoją solówkę zarejestrował w kompozycji "Hatred United / United Hate", sztandarze obecnej formy Death Angel, pro memoria starych dobrych dla thrashu czasów.


Myślę więc, że gdyby rynek przyjmował tylko takie albumy, jak "The Evil Divide", to moglibyśmy ogłosić wszem i wobec odrodzenie thrash metalu w swojej najlepszej formie z Bay Area. Rynek przyjmuje jednak dużo brudu, esencjonalny thrash uległ dziś wielu mutacjom, a kapele prześcigają się w efektach i poszukują nowych rozwiązań. W sumie więc warto wyposażyć się w filtr, aby pozostać wiernym ideałom. Ten filtr w tym roku nosi tytuł "The Evil Divide". To Death Angel w piekielnie dobrej formie. To Death Angel zasługujący na najwyższe uznanie.

Konrad Sebastian Morawski