Legenda metalu progresywnego powróciła z dwunastym albumem studyjnym!
Materiał zatytułowany "Theories of Flight" dowodzi tego, która kapela zachowuje status mistrzów gatunku. To Fates Warning. Zespół wyprzedzający dziś o kilka kroków milowych mocno promowanych przedstawicieli prog metalu, choćby Dream Theater, tkwiących obecnie w sidłach przebrzmiałości i przesadnie patetycznych formułach. Tymczasem Fates Warning konsekwentnie trzyma się najważniejszych standardów gatunku, proponując muzykę pełną niesamowitych emocji, doskonałego szlifu instrumentalnego i wokalnego, a nade wszystko opartą o porywające struktury utworów oraz niosącą ważne społeczne przesłanie o znaczeniu wyborów dokonywanych przez ludzi.
Album "Theories of Flight" zawiera osiem kompozycji, które zarejestrowali Ray Alder, Jim Matheos, Bobby Jarzombek i Joey Vera, choć gościnnie zaprezentowali się tu także dobrze znani fanom kapeli gitarzyści Frank Aresti i Michael Abdow. Tak oto Fates Warning z jednej strony kontynuuje kierunki wyznaczone na ostatnim albumie studyjnym "Darkness in a Different Light" z 2013 roku, aby z drugiej strony dołożyć sporo ekscytujących patentów, które sprawią, że "Theories of Flight" będzie pamiętany przez kolejne pokolenia fanów umiejących docenić jakość tej kapeli, jej niebywałą wręcz umiejętność płynnego przekazywania wielkich emocji oraz doskonały warsztat muzyków.
Największą uwagę na dwunastym krążku formacji zwracają oczywiście dwa najbardziej rozbudowane utwory, czyli trwające w obu przypadkach powyżej dziesięciu minut "The Light And Shade of Things" oraz "The Ghosts of Home". To prawdziwe tornada emocji! W pierwszej z wymienionych kompozycji otrzymujemy sporą dawkę właściwej Fates Warning melancholii przeradzającej się w klasyczne metalowe monstrum (…na myśl przychodzą tu dźwięki z kultowych albumów "A Pleasant Shade of Gray" z 1997 roku i "Disconnected" z 2000 roku), zaś w drugiej zespół postawił na klimatyczne "filmowe" urozmaicenia pod postacią sampli i pejzaży dźwiękowych, mierzących się z ostrą sekcją instrumentalną dowodzoną przez gitarę Jima Matheosa. Matheos powinien być murowanym kandydatem do tytułu najbardziej niedocenionego gitarzysty w dziejach metalu progresywnego. Jest niesamowity.
Inna wielka postać albumu, jak i całego gatunku, to oczywiście Ray Alder, który zaledwie kilka miesięcy temu zarejestrował niezły krążek z Redemption. Pochodzący z Teksasu wokalista pozostaje najwyraźniej w ogniu twórczym. Jego partie wokalne na nowym krążku Fates Warning brzmią soczyście i potężnie, a teksty, tworzące wcześniej wspomniane przesłanie, potwierdzają jego talent jako niezwykle zręcznego autora słów. W kolażu talentów i rozbudowanych struktur, na "Theories of Flight" znalazły się także utwory dosadne, oparte na konkretnych uderzeniach i potężnym zestawie emocji. Pełniący funkcję singla "From the Rooftops" w pełni oddaje taki obrót spraw i jest najlepszym odzwierciedleniem wyjątkowego stylu Fates Warning.
Równie dosadnie, co wspomniany singiel, brzmi kompozycja "Seven Stars", mająca jednak w sobie - pomimo istotnego ładunku ostrych zagrywek gitarowo-perkusyjnych - coś bardzo nośnego. To oblicze Fates Warning, od którego spokojnie można rozpocząć przygodę z zespołem. To równocześnie sztandarowy kawałek dla kombinujących na siłę przedstawicieli prog metalu. Kapela gra tutaj bez specjalnych fajerwerków, za to czarując w newralgicznych momentach esencjonalnym solo gitarowym, nadaktywną perkusją i niesamowitym wokalistą. W podobnej konwencji można też rozpatrywać kompozycję "SOS", choć tu akurat nośność muzycy zastąpili instrumentalnymi zjazdami i momentami charakterystycznych dla zespołu "zawieszeń".
W trackliście "Theories of Flight" znajdują się także dynamiczne utwory "White Flag" i "Like Stars Our Eyes Have Seen" o strukturach osadzonych w intensywnym gitarowym galopie Matheosa i dozującym emocje gardle Aldera. Przy "White Flag" można odnieść wrażenie, że muzycy Fates Warning nigdy nie grali tak szybko i nigdy tak bardzo nie zbliżyli się do granicy klasycznych gatunków metalu. "Like Stars Our Eyes Have Seen" tylko to wrażenie utrwala (potężny wstęp!), choć w obu przypadkach, zgodnie z prog metalową sztuką i kanonami twórczości kapeli, znalazło się także miejsce na właściwą tej grupie muzyków wrażliwość, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę drugi wymieniony utwór i jego "zimne" urozmaicenia.
To znakomite dzieło wieńczy kompozycja tytułowa, będąca największym zaskoczeniem w przekroju całego albumu. Nie usłyszymy tu wokalu Aldera, zaś Matheos elektryczne gitary w dużej części numeru zastąpił akustykami. To mroczny utwór, ozdobiony samplami i filmowymi pogłosami, będący jednak intrygującym zakończeniem esencjonalnego prog metalowego krążka. Niemniej ze względu na klimat tego kawałka sądzę, że może spotkać się on z dziejowym niezrozumieniem, jak niegdyś "Space-Dye Vest" wielkiego Kevina Moore’a w czasach Dream Theater. Niestety wielkie rzeczy często narażone są na niezrozumienie ze strony mas, a jak to będzie w przypadku osób oddanych twórczości Fates Warning i metalowi progresywnemu?
Dla nich, w zasadzie to dla nas, "Theories of Flight" będzie ziemią obiecaną, najjaśniejszą gwiazdą na firmamencie gatunku, przywróceniem wiary w kondycję prawdziwego prog metalu i drogowskazem na kolejne lata, zgodnie z którym - miejmy nadzieję - będą poruszały się kolejne zespoły. Nie oczekiwałem, że Fates Warning doprowadzi mnie do tych samych emocji, co na przełomie XX i XXI wieku, ale moje oczekiwania okazały się nicością wobec tego doskonałego albumu. Pozostaje tylko krzyczeć, oddać się naturalnym emocjom. Miriadom emocji! Fates Warning w najwyższej formie!
Konrad Sebastian Morawski