Muzycy bydgoskiego Kontagion śpiewają o wolnej woli, ale bądźmy szczerzy: osoby wolną wolą obdarzone raczej nie sięgną po drugi album tego zespołu.
Zawartość materiału zatytułowanego "[R-!-Ǝ]LENTLESS" jawi się jako suma szaleństwa. Czy ekstremalna muzyka, pełna groove’u i industrialu, osadzona wokalnie na niezdarnym growlingu i porozdzierana sieciowymi debilizmami z youtube’a ma szansę znaleźć swoje grono odbiorców? Być może. Mnie w każdym razie Kontagion nie przekonuje, albo nie robi tego w sposób, który skłaniałby do sięgnięcia po ten album raz jeszcze, w jakiejś bliskiej czy odległej perspektywie.
Materiał zawiera piętnaście kawałków, wśród których znajduje się cover legendarnego Godflesh, na którym Kontagion opiera dużą część swoich inspiracji. Tyle że pomiędzy kompozycją angielskiej formacji ("Crush My Soul"), a numerami napisanymi przez muzyków z Bydgoszczy zarysowuje się wyraźny dystans. Kontagion na ogół dobrze buduje klimat industrialnej fabryki, co zawdzięcza świetnie zaprogramowanym efektom, ale równocześnie kapela rozjeżdża się na instrumentach. Tak oto zestaw potencjalnie urywających głowę riffów gitarowych często nie koresponduje z aktywną perkusją, a wokale, poza wspominaną niezdarnością w growlach, mają w sobie coś bardzo naiwnego, wyrzyganego i ulicznego. Sądzę więc, że liczba wpływów na krążku przerosła możliwości (i wyobraźnię) aranżacyjne zespołu.
Zupełnie też nie rozumiem koncepcji polegającej na wrzuceniu do zawartości "[R-!-Ǝ]LENTLESS" dźwiękowych fragmentów popularnych filmów z youtube’a (względnie filmów w stylu "Sin City" lub "Nic Śmiesznego"), będących na ogół odzwierciedlaniem żałosnej kondycji intelektualnej współczesnych społeczeństw. Czy muzycy Kontagion chcieli w ten sposób uwydatnić ludzką słabość połączoną z szaleństwem? W jaki sposób wiąże się to z industrialną kulturą buntu, która przecież oddolnie jednoczy uciskane społeczeństwa i każe im podnieść rękę na dręczący ich przymus pracy, władzy lub inną formę nacisku? Pytań o sens albumu znalazłoby się więcej. Być może zespół zaproponowali słuchaczom zręczną muzyczną prowokację, której ja nie zrozumiałem, ale bardziej prawdopodobny wydaje mi się chaos i wynikający z tego zestaw przypadkowych pomysłów. Dobra inspiracja, która w studio stała się karykaturą.
W sumie więc, szczególnie biorąc pod uwagę optykę industrialną, drugi album Kontagion nie należy do materiałów mających szansę zaistnieć na rynku. Niemniej dużą niesprawiedliwością byłoby zupełne odcięcie zespołu od prądu. Muzycy z Bydgoszczy, oprócz jeszcze niezbyt sprawnego panowania nad strukturą dźwięku i rozumieniem teoretycznych podstaw kultury industrialnej, nieźle radzą sobie z tworzeniem klimatu. Są zręcznymi programatorami, a przy okazji sprawnymi instrumentalistami - potrzeba tu tylko więcej spójności w brzmieniu, bardziej klarownych przejść i współpracy we wszystkich sekcjach. Słowa też powinny być staranniej dobieranie, szczególnie jeśli cytujemy innych. Na dobranoc zawsze można sobie odpalić "Streetcleaner" Godflesh, aby poczuć różnicę, która mówi za wszystkie recenzje… względnie "Vision, Destroy", który do ideału ma daleko, ale bliżej, niż pozostałe numery Kontagion.
Konrad Sebastian Morawski