Każdy wie, że świat nie jest sprawiedliwy. Wiele dobrych zespołów ma na przykład problem z podpisaniem kontraktu płytowego z sensownym wydawcą, a tymczasem Nyx ta sztuka się udała i ich debiut wylądował w sklepach z logo Agonii.
Świat nie jest sprawiedliwy, bo ku mojemu zaskoczeniu na niektórych (zwłaszcza tych bardziej hipsta) listach podsumowujących muzyczny rok 2015 znalazł się na przykład żenująco groteskowy album "M" - z pewnością jeden z najgorszych, jakie miałem wątpliwą przyjemność usłyszeć w tym roku - popełniony przez jednoosobowy kobiecy projekt Myrkur i sygnowany przez - uwaga! - Relapse Records. Tymczasem wydanego w październiku "Home" próżno szukać w podobnych zestawieniach, a przecież to mimo wszystko płyta nieporównywalnie lepsza niż wytwór duńskiej modelki, która zabija nudę, nieporadnie usiłując grać black metal.
Wspominam o Myrkur w kontekście Nyx, ponieważ w tym przypadku również mamy do czynienia z zespołem reprezentowanym przez płeć piękną. W skład tego niemieckiego duetu wchodzą bowiem panie Blitz i Vinterbarn, co może uzasadniać nazwę analogiczną do dużego producenta kosmetyków. No dobrze, żarty na bok, wszak Nyks to nie byle kto, tylko zrodzona z Chaosu bogini nocy, matka uroczej i bardzo licznej gromadki, w której znajdziemy między innymi Nemezis (zemsta), Charona (świat podziemny), Tanatosa (śmierć), Hypnosa (sen), Lyssę (szał) czy Apatę (zdrada). Mamy więc wystarczająco mroczny, śmiertelny rodowód i bardzo słusznie, w końcu black metal to nie rurki z kremem.
"Home" jest całkiem niezłym, ale niestety dość nierównym albumem. Chodzi mi przede wszystkim o powtarzalne i momentami mniej interesujące patenty niż balansowanie - choć również nie zawsze udane - pomiędzy dość surową wściekłością a melodią czerpiącą z dark metalu, czy nawet post rocka. Na samym początku warto byłoby przede wszystkim wystrzelić w kosmos zamykający album folkowo-akustyczny "Swallowed Screaming", który zupełnie nie pasuje do reszty materiału i brzmi jak harcerskie muzykowanie przy ognisku. Nie ratuje go nawet przyzwoity śpiew jednej z pań, momentami przypominający barwę Karin Andersson z Fever Ray.
Na drugim biegunie można umieścić choćby najlepszy na krążku, fajnie bujający "Chaos Pt. 38 - Metastases", bardzo dobrze wyskrzeczany i wzbogacony o progresywny smaczek. To pokazuje duży potencjał duetu, który rzeczywiście wie, o co w takim graniu chodzi. Podobną motoryką kompozycji wykazywała się swego czasu Ludicra, w której za mikrofonem rozpierduchę robiła Laurie Sue Shanaman. Jeśli chodzi o blackmetalową manierę śpiewu, Nyx również nie można tu niczego zarzucić. Wręcz przeciwnie, to z pewnością jeden z największych atutów płyty - już choćby za szalone wrzaski w otwierającym krążek "Beyond" należą się naprawdę duże brawa. Dość ciekawie prezentuje się także klimatyczny przerywnik "Prelude", mniej natomiast trafiają do mnie łagodniejsze momenty, zwłaszcza takie, jak nudnawe melodie w najsłabszym na płycie "Deep" albo końcówka "Home".
Świat nie jest sprawiedliwy, ale i moja mała złośliwość z początku recenzji również nie była w pełni usprawiedliwiona. Wyeksploatowane do granic możliwości blackmetalowe poletko co chwila rodzi nowe albumy, w większości bardzo kiepskie, wyraźnie słabsze niż "Home", za to całkiem często opatrzone logo bardziej niż Nyx znanych zespołów. Niemiecki duet ma potencjał, czuje takie dźwięki, i - co ciekawe, w tym bardzo zmaskulinizowanym świecie - płeć jest tu atutem. Podoba mi się po prostu zauważalny w dźwiękach Nyx kobiecy pierwiastek. Z kolejną płytą nie tylko może, ale nawet powinno być znacznie lepiej, oczywiście pod warunkiem, że panie nie odejdą od blackowej surówki. Trzymam kciuki.
Szymon Kubicki