Mało jest kobiet w ekstremie, jeszcze mniej odnajduje się w niej z diabelską gracją i wyczuciem. Amalie Brunn jest jednym z niechlubnych wyjątków i potwierdzeniem sensu istnienia płci pięknej w świecie black metalu.
Wielu co prawda zarzuca jej nieumiejętne żonglowanie charakterystycznymi dla czerni tematami, co znacząco deprecjonuje wartość jej twórczości, dla przeciwwagi utrzymanej w mocno folkowej konwencji. Jeden z kolegów po piórze określił ją nawet blackmetalowa Loreną McKennitt i gdybym nie był psychofanem twórczyni "Elemental" pewnie bym mu przyklasnął.
"M" nie jest jednak niczym nowym. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że dziś liczy się jak najbardziej połamane, plastyczne a przede wszystkim, zaskakujące mieszanie gatunków. Black metal z czasem stał punktem wyjścia dla wielu interesujących eksperymentów, ale kiedy do głosu dochodzi anielska Amalie, robi się mniej ciekawie niż mogłoby się wydawać. Debiutancka EP artystki narobiła sporo zamieszania, według mnie nieco na wyrost, ale mogła się podobać. Interesujące, acz nieco koślawe połączenie ambientu, shoegaze i tego nieporadnego, kwadratowego black metalu. Ów materiał dawał promyk nadziei na coś, co w przyszłości być może przyniesie powiew świeżości i przetrze szlaki dla innych pań. Okazuje się, że ogólny zamysł był dobry, ale kolejne wykonanie, czyli "M", choć nie jest kalką pomysłów sprzed nieco ponad roku, okazuje się być dziełem przekombinowanym, przeładowanym skrajnymi emocjami, cierpiącym na brak choćby krzty oryginalności.
Dunka, dzięki pomocy zaufanych ludzi w studiu, doszła do kilku właściwych wniosków, co mocno zaznaczyła na swoim długograju. Więcej tu może nie samego metalu, co ciężkiego brzmienia dynamiki, a co najważniejsze rytmu. Nawet gdy słyszymy typowe dla czarnego metalu motywy, brzmieniowo w ramach przyjętej konwencji wszystko brzmi naprawdę bardzo poprawnie… i tyle. Panowie współpracujący z Myrkur potrafią wskazać drogę: jak grać interesujący metal, ale sama Brunn nie bardzo potrafi udźwignąć ciężar takiego, niestety, mało satysfakcjonującego rzemiosła.
Niemniej nie przekreślam Myrkur, po prostu daję jej szansę aby za rok lub dwa, zabłysnąć. Pomysły są, agresja, brutalność i piękny głos tez, tylko brakuje tu kogoś, kto ten jednoosobowy projekt odpowiednio ułoży. Blondyna ma czas i kiedy będzie gotowa, sprawdzę co u niej słychać. Oby było lepiej niż na "M".
Grzegorz "Chain" Pindor