Termin trivium (z łac. oznaczający trzy pierwsze, obok quadrivium, z siedmiu sztuk wyzwolonych), w interpretacji członków zespołu, odzwierciedla muzyczne wariacje stosowane w ich artystycznej twórczości. Pochodząca z Florydy grupa, publikując najnowszy album Silence in the Snow, po raz kolejny pokazuje, że kurczowe trzymanie się jednego stylu nie jest ich najmocniejszą stroną.
Kwartet, znany ze swojej miłości do agresywnych riffów i growlowych partii śpiewanych, na ocenianym krążku odchodzi bardzo daleko od takiej stylistyki (w utworach "Until the World Gones Cold" i "Breathe in the Flames jest" znalazła się partia gitary akustycznej). Album wypełniony jest czystym i sterylnym heavy metalem. Jak powiedział w jednym z wywiadów gitarzysta Corey Beaulieu: "Bycie zespołem metalowym polega nie tylko na graniu ostro i agresywnie. Ciężar i moc rażenia można osiągać na różne sposoby". Po wysłuchaniu albumu, trudno się z nim nie zgodzić.
Płytę otwiera "Snøfall", symfoniczna i piękna kompozycja norweskiego muzyka blackmetalowego Ihsahna. To typowe wprowadzenie odbiorcy w album, nie trwające nawet półtorej minuty. Po jego zakończeniu słuchacza atakuje utwór tytułowy, zapowiadający zupełnie nowe brzmienie zespołu. Od razu słychać wspomnianą zmianę w sposobie śpiewania wokalisty i gitarzysty Matta Heafy’ego. Jego głos z jednej strony jest czysty, nieskażony deathmetalową manierą, a z drugiej potężny i przestrzenny. Kojarzy się z Mylesem Kennedym. Właściwie jedynym wyjątkiem od tej reguły jest "Dead and Gone", w którym lider Trivium, w niektórych momentach, wydobywa chrypę ze swojego gardła. Ciężko odpowiedzieć na pytanie, czy płyta miałaby taki sam kształt, gdyby nie fakt, że Matt jakiś czas temu zerwał struny głosowe i musiał spróbować wyśpiewywać dźwięki w inny sposób, ale z perspektywy czasu kontuzja ta, moim zdaniem, wyszła Trivium na dobre. Po raz kolejny dała kapeli okazję do spróbowania czegoś innego.
"Silence in the Snow" to wyprodukowany "na błysk", spójny album (warto wspomnieć, że jest pierwszym krążkiem nagranym z nowym pałkerem Matem Madiro, który dołączył do zespołu w 2014 roku). Miłośnicy gitary, poza ciekawymi i energicznymi riffami, znajdą też interesujące i melodyjne solówki. Fani starszego brzmienia grupy mogą poczuć lekki niedosyt. Ich głównym zarzutem zapewne okaże się wygładzenie brzmienia. Cóż, jak to mówią: opinia jest jak dupa - każdy ma swoją własną. A moja dupa… moja opinia, w kwestii "Silence in the Snow", jest jednoznaczna: to bardzo dobry album, który z przesłuchania na przesłuchanie będzie zyskiwał na swojej wartości.
Kuba Koziołkiewicz