Kapelą pod nazwą Viking z wizerunkiem Wikingów na okładce nowej płyty musi wzbudzać pierwsze skojarzenia ze skandynawską sceną metalu. A jednak chodzi o Stany Zjednoczone!
W odmętach historii amerykańskiego thrashu, nazwa Viking nie okazała się wystarczająco ważna, aby na trwałe zapisać się w kanonach gatunku. Twórcy kapeli - James Lareau, Brett Eriksen, Matt Jordan i Ron Eriksen - w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia stawali na jednej scenie z Dark Angel i Megadeth. Nagrali też dwa duże krążki, dołożyli materiał na ówcześnie szanowane kompilacje Metal Blade'a... i tyle o nich słyszeliśmy.
W czasach, gdy ta początkująca kapela z Los Angeles zawieszała działalność, na mapie świata wciąż można było dostrzec Czechosłowację, Jugosławię, Zair oraz Związek Radziecki. Przed kilkoma laty już w nowej rzeczywistości (...nie tylko geopolitycznej) Viking powrócił na kalifornijską scenę thrashu, choć w oryginalnym składzie ostał się tylko Ron Eriksen, zaś nowy zaciąg kapeli stworzyli Justin Zych, Michael Gonzalez i Cody Johns. Ostatni z wymienionych nie wziął udziału w pracach nad nowym albumem Viking, a jego miejsce za bębnami zajął gościnnie sam Gene Holgan, perkusista znany z występów w Death, Testament, Dark Angel czy Strapping Young Lad. W tej oto konfiguracji, na początku marca 2015 roku zespół wypuścili na rynek materiał zatytułowany "No Child Left Behind".
Trzeci duży album Viking, przypomnijmy: wydany dwadzieścia sześć lat po poprzednim, sprawia wrażenie jakby czas dla Rona Eriksena zatrzymał się dawno temu. Materiał charakteryzuje się surowym, garażowym, brudnym i miejscami bardzo archaicznym brzmieniem. To tak jakby cała ta słynna amerykańska scena thrashu dopiero zaczynała ekspansję na świat. Niemniej kompozycje zawarte na "No Child Left Behind" - w porównaniu choćby nawet do przeciętnych nagrań Death Angel, Exodus, Slayer i innych ikon kalifornijskiego thrashu - nie byłyby w stanie w "swoim" czasie konkurować o szerokie uznanie. To krążek tylko solidny, może nawet zbyt bardzo zapatrzony w sekcję gitarowo-perkusyjną stosowaną w Exodus oraz styl wokalny Slayera, ale w sumie dobrze oddający ducha czasów rozwoju thrashu.
Na "No Child Left Behind" nie brakuje numerów po prostu rzemieślniczych, opartych na solidnym zestawie riffów i uderzeń bębnów, często wykończonych oldschoolowymi solówkami, które wpisują się w standardy tradycyjnego kalifornijskiego thrashu ("Blood Eagle", "Debt To Me", "An Ideal Opportunity", "A Thousand Reasons I Hate You", "Burning From Within"). Nie są to utwory gotowe, by tworzyć wielką historię nurtu, na co, oprócz niewyróżniających się struktur, wpływ może mieć też nikła koniunktura na tego typu granie w dzisiejszych czasach. Zresztą te kawałki ze względu na szorstkie brzmienie nie stanowią nawet formy pomostu pomiędzy współczesnością a czasami rozwoju popularności thrashu. Album został bowiem totalnie zawieszony w drugiej połowie lat 80. XX wieku. To tak, jakby muzycy Viking przeszło dwie dekady temu pozostawili zarejestrowany materiał w piwnicy, a teraz zdecydowali się go upublicznić. Pomysł ryzykowny, przeznaczony tylko do maniaków gatunku, w dodatku godzących się na niedostatki soundu.
Kapeli można też zarzucić brak oryginalności, czasem wręcz uskutecznianie żywotów (nie)świętych, co szczególnie daje się odczuć w charakterystycznej manierze wokalnej Rona Eriksena, będącego w mojej ocenie gorszą wersją Toma Arayi (koronnym dowodem w tej materii niech będą kompozycje "Blood Eagle" oraz "Eaten by a Bear", w innych Eriksen nieco bardziej oddala się od wielkiego frontmana). Idąc za tym porównaniem nie można twórcom Viking odmówić silnych wpływów punka w ich muzyce, choć zostały one przeniesione nieintencjonalnie na zasadzie opierania się na patentach wymyślonych przez Slayera. Gorzej, że muzycy na nowym albumie kilkukrotnie zabrnęli w schematyczność, a czasem zagrali niedokładnie, nierówno i niechlujnie. W tym chaosie może nieco zaskakiwać sporadyczny industrialny posmak wpleciony w niektóre kompozycje ("9:02 On Flight 182", "Eaten by a Bear"), ale to chyba zbyt mało, aby mówić o urozmaiconym materiale.
Sytuację częściowo ratuje przeszło siedem minut wyjątkowo poukładanego grania w "Wretched Old Mildred". Rozbudowana struktura umożliwiła formacji stworzenie numeru uwydatniającego jej najważniejsze atuty, tj. dopracowaną, ciężką i (wreszcie) przekonującą sekcję gitarową we współpracy z aktywnymi bębnami. Dwie solówki zagrane w tym utworze z jednej strony dowodzą, że Viking ma sporo możliwości, zaś z drugiej świadczą, że część nowego albumu została po prostu spieprzona. Dobre wrażenie podtrzymuje także "Helen Behind The Door", znowu oparty na rozciągniętej strukturze, a zarazem idealny do uchwycenia możliwości muzyków. Najwyraźniej bardziej służą Amerykanom numery, w których istnieje więcej przestrzeni niż standardowe spójne thrashowe killery.
W zasadzie więc "No Child Left Behind" to album pełen sprzeczności. Charakteryzuje się garażowym brzmieniem właściwym pionierom starego kalifornijskiego thrashu. Tyle że thrashowe killery oparte na klasycznych patentach w wykonaniu Viking brzmią niechlujnie (pomijając może ostry finał pod postacią utworu "Burning From Within"). Kapela za to dość dobrze czuje się w numerach wnoszących nieco wielowątkowości, tak samo jak w odtwarzaniu, intencjonalnym lub nie, stylu innych zespołów. Trudno więc ocenić na ile powrót Viking będzie jednorazowym wydarzeniem, a na ile przedsięwzięciem długofalowym. Przy drugim wariancie radziłbym muzykom zainwestować w lepsze studio i pomyśleć nad zaangażowaniem bardziej kreatywnego kompozytora.
Konrad Sebastian Morawski