Przepis na dobry krążek deathmetalowy? Umiejętności, pasja i stabilny skład. Tego ostatniego kryterium często nie spełnia wiele zespołów, ale szwedzki Unleashed do nich nie należy.
Kapela ze Sztokholmu w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku przeszła dwie rotacje, ale już prawie dwadzieścia lat żadne zmiany personalne jej nie dotyczą. Unleashed nagrał właśnie kolejny porządny materiał w swej dyskografii, zatytułowany "Dawn of The Nine". Materiał zawiera dziesięć kompozycji, w sumie niecałe trzy kwadranse soczystego death metalu, który został zdominowany przez wykonania dobitnie świadczące o stylu formacji. Wściekłe strzały po pysku, oparte na kapitalnych partiach gitar Tomasa Olssona i Fredrika Folkare oraz aktywnej perkusji Andersa Schultza, trafiają w punkt dotychczasowych dokonań kapeli. Zespół zasuwa bez kompromisów i tak też bombarduje riffami, może nie wytyczając przy tym nowych szlaków w gatunku, ale za to eksponując swoje znakomite deathmetalowe możliwości. Kompozycje w stylu "A New Day Will Rise", "The Came To Die", "Land Of The Thousand Lakes" czy "Welcome The Son Of Thor!" są wizytówką tradycyjnego szwedzkiego death metalu, a zarazem przenoszą nurt do współczesności. Właśnie to przeniesienie kanonów do realiów nowego brzmienia stanowi największą zasługę Unleashed na "Dawn Of The Nine".
Szwedzi na swoim nowym dziele wprowadzili też sporo potępionego marszowego klimatu. Death metal zagrany w konwencji, jakby miał towarzyszyć armii idącej na rzeź, prezentuje się wyjątkowo okazale, a najlepiej świadczą o tym utwory "Defenders Of Midgard", "The Bolt Thrower" i "Dawn Of The Nine", nierzadko oprawione porywającymi solówkami i innymi kapitalnymi zagrywkami, ale przede wszystkim odzwierciedlające umiejętność adaptacji Unleashed do różnych warunków w muzyce. Kapela nie tworzy bowiem wyłącznie ostrego deathmetalowego łomotu, ale potrafi też odnajdywać się w różnych nastrojowych sytuacjach, urozmaicać kompozycje, czy za pośrednictwem świetnego wokalu opowiadać o sprawach bliskich legendarnym twórcom death metalu, jakim bez wątpienia stał się także Unleashed. Wspominany kawałek tytułowy to zresztą najlepszy przykład esencjonalności Szwedów.
Na "Dawn of The Nine" nie mogło równiesz zabraknąć zerwanej ze smyczy wściekłości, która balansuje tu pomiędzy death a black metalem. Takie torpedy, jak "Where Is Your God Now?", "Let The Hammery Fly" i "Where Churches Once Burned", są najszybszymi numerami na płycie. Ich tempo urywa głowę, a przy okazji wyciska maksimum agresji. Cóż można więc jeszcze napisać? Szwedzka kapela zarejestrowała kolejny wyborny materiał. Siła płyty polega na tym, że nawiązuje do starej szkoły szwedzkiego death metalu, ale nie brzmi jakby była wyjęta z obiegu garażowego. To także niezwykle dojrzała ilustracja możliwości kwartetu. Album zdecydowanie dla fanów gatunku. Dobra robota.
Konrad Sebastian Morawski