Dekadę trzeba było czekać na studyjny powrót Arcturus. Nad zespołem zebrały się w tym czasie ciemne chmury, które jednak w 2011 roku zostały rozwiane.
Reaktywowany wtedy skład był niemal identyczny, jak na ostatnim albumie studyjnym "Sideshow Symphonies" (zabrakło tylko Tore Morena), ale w tym przypadku identyczny wcale nie oznacza taki sam. Arcturus w wydaniu studyjnym powrócił mocniejszy, a odzwierciedleniem błyskotliwej formy zespołu jest tegoroczny krążek "Arcturian".
Piąte duże dzieło z oryginalnymi nagraniami Arcturus to w sumie dziesięć kompozycji, które zostały zarejestrowane w Mølla Studio, należącym zresztą do gitarzysty kapeli Knuta Magne Valle. Pierwsze pomysły na "Arcturiana" powstały już w 2010 roku, a nagrania materiału formalnie zamknięto w 2014 roku. Autorem oprawy graficznej jest dość dobrze znany w środowisku metalowym rumuński muzyk, wokalista i artysta Costin Chioreanu. Nie da się przy tym ukryć, że grafiki zdobiące album mają w sobie coś na wpół bałkańskiego i transylwańskiego. Wierzenia, etniczność i wyobrażenia o kosmosie dobrze oddają ducha tej płyty. Tyle więc jeśli chodzi o detale, a jak prezentuje się sama muzyka?
Zjawiskowo. Wieloletnia aktywność Arcturus, sięgająca nawet 1987 roku, nigdy nie była statyczna. Z każdym wydawnictwem i zarejestrowanym koncertem kapela zawsze szła do przodu. Naturalny rozwój wpisany w filozofię formacji towarzyszy też "Arcturianowi". Oto bowiem Norwegowie wyznaczyli nowy wymiar metalowej awangardy, otworzyli wór z elektronicznymi pomysłami, które w niektórych częściach wręcz zalały płytę. Jeden z najważniejszych utworów w tej materii, złowieszczy "Demon", stanowi wyraźne odzwierciedlenie tego, jak nieprzyzwoicie dobrze może brzmieć metal wymieszany z elektroniką, a w zasadzie z jej mroczną i spopieloną odmianą. To wspaniała kompozycja, będąca zarazem jednym z symboli wielkości "Arcturiana". Pod tym względem równie znakomicie prezentuje się "The Journey", dodatkowo oprawiony klimatycznymi smyczkami, zaś "Warp", w swojej dynamicznej kosmicznej strukturze, stanowi jakby zderzenie świata metalowych instrumentów z elektroniką. To zaiste nie tylko utwory, ale też muzyczne zjawiska.
Zawartość płyty to także wynoszenie kanonów Arcturus na poziom współczesnego brzmienia. Takie kompozycje jak "Crashland", "Pale", "Archer" i "Bane" opowiadają o tym, czym zespół był dawniej, a także mówią czym jest dziś. To utwory utrzymane w podniosłej i zarazem nieco tajemniczej atmosferze, wiedzione wytrawnymi zagrywkami instrumentów, często też urozmaicane serią nieoczywistych drobiazgów. Kapela nie trzyma się jednego tempa, nie tworzy szablonów, przemawia nawet do słuchaczy w dwóch językach - angielskim i norweskim. Norwegowie nie zapomnieli jednak o ekstremie. Kompozycja "Angst", a także zaprezentowana przed premierą płyty "The Arcturian Sign", przypominają o blackmetalowej tożsamości muzyków. To dwa najbardziej brutalne fragmenty "Arcturiana". Równocześnie kapela zarejestrowała także numer o walorze balladowym, choć schizofreniczna struktura "Game Over" osadza go właściwie pomiędzy refleksyjną balladą a mroczną pompatycznością. Arcturus potrafi więc być szalony, kanoniczny, nowoczesny, agresywny, a nawet balladowy. Zróżnicowanie albumu to odzwierciedlenie metalowej awangardy w najbardziej krystalicznej i dojrzałej postaci.
Nie można też zapomnieć o słowach. ICS Vortex stał się głosicielem verba veritatis w całej swej nieregularnej manierze - mrocznej, porozciąganej, dziwacznej, romantycznej i dzikiej. Kto by się spodziewał w 2004 roku, że ex żołnierz Dimmu Borgir i Borknagar zdoła godnie zastąpić za mikrofonem Kristoffera Rygga? Zdołał. Dowodził tego "Sideshow Symphonies", a utwierdza w tym przekonaniu "Arcturian", pełen wybornych tekstów - stymulantów wyobraźni. Warto też wspomnieć o dwóch "cichych" bohaterach albumu. Pierwszym z nich jest tajemniczy Twistex, autor wielu pomysłów elektronicznych i części ścieżek basowych na krążku, a drugim skrzypek Sebastian Grouchot, którego wielokrotnie zaprezentowane partie smyczkowe pozwoliły zaakcentować wyjątkowy klimat materiału.
W sumie więc w pierwszej połowie 2015 roku na rynku pojawiły się dwa znakomite albumy utrzymane w wizjonerskiej kategorii metalu awangardowego. Pierwszym było ostatnie dzieło Solefald, drugim jest nowy album Arcturus. Siła "Arcturiana" czai się w wielu różnych elementach zarejestrowanej muzyki i wypowiedzianych słowach, które tworzą całość mającą szansę stać się kanonem dla kolejnych pokoleń muzyków. Zaiste, Arcturus powrócił w wybitnej formie. Niech teraz przemawia muzyka...
Konrad Sebastian Morawski