Tarja

Luna Park Ride

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Tarja
Recenzje
2015-06-17
Tarja - Luna Park Ride Tarja - Luna Park Ride
Nasza ocena:
5 /10

Tarja stała się korporacją - wnioskuję po częstotliwości wydawania albumów koncertowych. Większej, niż studyjnych.

Pomyli się jednak ten, kto sądzi, że to mój przytyk w kierunku ciemnowłosej Finki. Nie, jest wręcz przeciwnie. Myślałem, że po rozstaniu z Nightwish i nagraniu - co tu łgać, co tu kryć - słabego krążka "My Winter Storm", Turunen skończy jako odchodząca w niepamięć diwa operowa. A tu proszę - dwa lata temu ukazała się bardzo przyzwoita płyta "Colours in the Dark", rok temu - koncertowa ciekawostka nagrana do spółki z perkusistą Mikem Terraną "Beauty and the Beat", a teraz na światło dzienne wychodzi "Lune Park Ride".

To materiał nagrany podczas koncertu w słynnej arenie Luna Park w Buenos Aires, 27 marca 2011 roku, w czasie trasy promującej album "What Lies Beneath". I na dzień dobry dostajemy zagwozdkę: dlaczego dopiero teraz?! Czy rzeczywiście mamy się czym jarać po prawie czterech latach od rejestracji materiału, na którym nie usłyszymy ani nutki z najlepszej solowej płyty Tarji?

Faktycznie, pod względem doboru materiału możemy trochę narzekać. Wiele kawałków pokrywa się z koncertówką "Act I: Live In Rosario", dominują bowiem numery ze wspomnianego "What Lies Beneath", na czele z "Dark Star", "Falling Awake" i "In for a Kill". W dodatku mam wrażenie, że brzmią tu okrutnie płasko. Ktoś pięknie sknocił brzmienie - dawno nie słyszałem płyty koncertowej, gdzie publika tak często zagłusza zespół. Przeszkadza mi też nieustanne kręcenie gałką od głośności wokalu - raz Tarja jest z przodu, by chwilę później schować się za klawiszami. "My Little Phoenix" z tego powodu nie da się wręcz słuchać.


Ciekawiej robi się, gdy Turunen sięga po materiał spoza płyt solowych, głównie oczywiście z czasów Nightwish. Takie "Stargazers" prezentuje się bardziej interesująco niż w wykonaniu koleżków z byłej kapeli (pomijam to nieszczęsne brzmienie). Gitara pracuje agresywniej niż w oryginale, perkusja gra bardziej połamane rytmy, a klawisze pokazują, jak dalekim od technicznej maestrii był w 1998 roku Tuomas Holopainen.

Bardzo dobrym pomysłem było też przygotowanie medleya złożonego z Nightwishowego "Where Were You Last Night", "Heaven Is a Place on Earth" Belindy Carlisle" oraz "Livin' On a Prayer" Bon Jovi. Te numery perfekcyjnie łączą się ze sobą, a ich dobór pokazuje, że Tarja to laska, która ogarnia także pop i pudel rock.

Z punktu widzenia "umiarkowanego" fana Turunen dużo ciekawsza wydaje się płyta numer dwa, w ramach której dostajemy kawałki z tras koncertowych z lat 2010-2014. Mnie najbardziej przypadły do gustu wykony "Never Enough" i "Victim of Ritual", potwierdzające, że wałki żrą niemiłosiernie także na żywo. No i zawsze dobrze posłuchać "The Siren" na żywo. BTW: to chyba jakieś kuriozum, by płyta, która jest bonusem do podstawowego wydawnictwa, pozbierana z kilku odległych od siebie koncertów brzmiała bardziej soczyście i selektywnie, niż danie główne…


Z tego powodu oceniam "Luna Park Ride" jako wydawnictwo przeciętne. Moim zdaniem wystarczyłoby wydać CD numer 2 jako bootleg i wszyscy byliby szczęśliwi, a korporacja Turunen hulałaby jak należy.

Jurek Gibadło