Moonspell, portugalska ikona metalu, niegdyś ciesząca się doskonałą pozycją w Polsce, regularnie daje swoim fanom powody do zrewidowania opinii o swoich ulubieńcach.
Nagły powrót do brutalnego grania, zaprezentowany na "Memorial" okazał się tymczasowym odejściem od mniej intensywnego grania, co podtrzymano jeszcze na "Night Eternal". Następnie dwupłytowy kolos "Alpha Noir/Omega White", poprzedzający najnowsze dzieło, zatytułowane "Extinct" po raz kolejny dał powody do zadumy. Dokąd zmierzają Portugalczycy, czego chcą? Jedenasty krążek w karierze niegdyś gotyckiej załogi, nie przynosi odpowiedzi na te pytania.
Szczerze mówiąc, jako dawny fan tej grupy, mam dość mieszane uczucia. Niby wszystko się zgadza, Ribeiro w doskonałej formie, chyba najlepszej od czasu "The Antidote", brzmienie pierwsza klasa, emocji mnóstwo, a jednak ten Moonspell, mocno rockowy, pompatyczny i zaskakująco pozytywny, nie przypada mi do gustu. Co prawda nucę refreny, bujam się do skocznych kompozycji otwierających album, lecz tak na dobrą sprawę, od Moonspell oczekuję smutku i deprechy. Nic na to nie poradzę. Tak było wcześniej, przez długie lata i właśnie taki zespół kojarzę i lubię. Gdyby to był inny band, parający się raczej alt rockiem wymieszanym z piekielnie melodyjnym heavy metalem, bo to otrzymujemy na "Extinct", nie miałbym żadnych obiekcji.
Wycieczki w stronę znacznie lżejszego grania to nie nowość dla Portugalczyków? Owszem, ale po słabym "Alpha/Omega" i względnie wściekłym "Night Eternal", w miarę solidnym następcy dość przełomowego "Memorial", liczyłem na coś więcej. Wypadki przy pracy zdarzają się wszystkim. Mimo to, nie uważam "Extinct" za krążek zły. Wręcz przeciwnie, to najjaśniejsze wydawnictwo w całym spowitym mroczną aurą katalogu grupy. Z pewnością część tego materiału znajdzie swoje miejsce w koncertowej setliście, jak choćby utwór tytułowy czy otwierające album "Breathe (Until We Are No More"). Tylko co z tego, skoro dziwią mnie niektóre wściekłe fragmenty, jak choćby zaskakująco agresywne "Dying Breed". Growle Ribeiro, choć ciągle w cenie, ewidentnie przeszkadzają w recepcji dziesiątego krążka Portugalczyków, a quasi melo deathmetalowe wtręty… sami oceńcie.
Być może zmienię zdanie po październikowych koncertach w Polsce, na które zresztą już teraz gorąco zapraszam, bo ostatni raz Moonspell widziałem siedem lat temu, i to w dodatku na festiwalu. Od tamtej pory, jak słychać choćby na "Extinct", zespół mocno zmienił swoje oblicze, stawiając na mniej gęstą atmosferę i na popisy wokalno instrumentalne (solówki!). Dla romantycznych dusz obecna metamorfoza to za dużo, dla wiernych fanów po raz kolejny intrygujący "twist", a niedzielni słuchacze, jubileuszowe dzieło kwintetu mogą potraktować jako całkiem dobrą odskocznię od rzeczy, których słuchają na co dzień. Dobrą do puszczenia dziewczynie, ale kolegom, preferującym "metal", już nie za bardzo.
Grzegorz "Chain" Pindor