Wędrówki po krajowym undergroundzie prędzej czy później kończą się na spotkaniu z hordami pokroju Embrional.
Nie wszystkie jednak są świadome tego, że na ten upragniony sukces poza Rzeczypospolitą, jest zwyczajnie za późno. Lepiej rozsiąść się wygodnie w podziemiu i walić po pyskach tam gdzie nas chcą i docenią. Bardzo możliwe, że gliwickie trio, twórcy "The Devil Inside" ów stan rzeczy zrozumiało na długo przed finalizacją prac nad swoim najnowszym dziełem. Słusznie zresztą, bo mimo wszystko, nie trzeba nam kolejnego pseudo eksportowego towaru, a zespołu, który zwyczajnie robi swoje - i to na zajebistym poziomie. W krajowym death metalu od jakiegoś czasu dzieje się jakby mniej, a krążek Embrional przypomina o sile tegoż wciąż popularnego nurtu.
Puryści uznają ten album za zbyt nieszablonowy jak na śmierć metal. Odrzuci ich mnogość technicznych zagrywek, groove wychodzący dalece poza ramy stojącego na rozdrożu gatunku, no i skrzywią się na myśl o black metalowych inklinacjach. Te ostatnie bynajmniej nie są wynikiem rosnącej popularności czerni pod polską strzechą, a zgrabnym urozmaiceniem intensywnej twórczości Ślązaków. Panowie, mimo iż wciąż chcą przynależeć do typowo metalowego środowiska (image, teksty itd) przemycają quasi-progresywne elementy i zerkają w stronę brzmień rodem z płyt kanadyjskich tech death metalowych formacji ("The Abyss"). To zaś, jak mniemam, jest podyktowane wysokim warsztatem poszczególnych muzyków, z naciskiem na bezlitosną sekcję rytmiczną, dla której ukłon to trochę za mało. Kto nie będzie wznosił peanów na cześć sesyjnego mistrza klangu Krissa Michalaka, któremu towarzyszy prawdziwy demon szybkości, Kamil Bracichowicz, ten trąba. Co jak co, ale sprawujący pieczę nad brzmieniem ceniony w środowisku Malta, wie skąd bierze się wygar - i wbrew pozorom - wcale nie z gardła.
Podobnie jak jeden z moich redakcyjnych kolegów stwierdzam, iż dawno nie słuchałem death metalowego krążka więcej niźli raz. Embrionalem nie mam zamiaru się katować, ale spotkanie z "The Devil Inside" bynajmniej nie należy do tych, o których chciałbym zapomnieć. Wręcz przeciwnie, gdyby jednak częściej dawać im możliwość pokazania się szerszemu audytorium, w ramach podobnych imprez jak organizowany w czerwcu Dark Fest w Byczynie, gdzie gliwicka horda będzie miała okazję niszczyć narządy słuchu fanów ekstremy, z pewnością wyszło by im to na dobre.
Są tego warci.
Grzegorz “Chain" Pindor