Po kilku latach przerwy Ashmedi i jego kompani tworzący Melechesh powrócili z kolejnym zachwycającym albumem studyjnym. Dzieło zatytułowane "Enki" to materiał jakich mało w ekstremalnym metalu.
Szósty album studyjny kapeli przenosi do Mezopotamii w okresie rozwoju cywilizacji Sumerów. Jednym z głównych bóstw tego wysoko rozwiniętego ludu był tytułowy Enki, czczony też w mitologii babilońskiej pod imieniem Ea. O tym potężnym bogu - powiązanym ze stworzeniem, mądrością, wodą i rzemiosłem - muzycy Melechesh na swojej nowej płycie opowiedzieli odwołując się do dużej liczby symboli cytowanych w tekstach. Wczytywanie się w słowa zawarte na "Enki", tudzież ich słuchanie pod postacią śpiewu i krzyku Ashmediego, można nawet porównać do studiowania najdawniejszych podań religijnych. Zresztą z tego powodu większa część starego składu Melechesh musiała wyemigrować z oryginalnego miejsca zamieszkania - Jerozolimy. Wszakże na Ziemi Świętej sens życia wyznawcom judaizmu nadaje Halacha, której tradycje według interpretacji patriarchów żydowskich podburzała twórczość formacji.
W ten sposób "Enki" jest piątym z kolei dużym albumem studyjnym kapeli nagranym na Starym Kontynencie. Klimat europejski najwyraźniej służy Melechesh, bowiem dziewięć nowych kompozycji tworzy fascynującą muzykę odzwierciedlającą przenikanie się black metalu z orientem. Kapela wywodząca się z Jerozolimy na nowym albumie zarejestrowała kilka utworów, które wpisują się agresję właściwą klasykom europejskiego black metalu ("Tempest Temper Enlil Enraged", "The Pendulum Speaks" czy "Metatron and Man"), choć od wspominanych odróżnia je doprowadzone do perfekcji brzmienie uzyskane w ateńskim Grindhouse Recording Studio. Warto przy tym dodać, że część materiału została też zarejestrowana w Niemczech, USA, Armenii i Szwecji. Tę rozpiętość daje się wyczuć w utworach, które wymieniałem, tj. nastawionych na drapieżność i świadczących, że muzycy Melechesh mają w pełni opanowane podstawy metalowej ekstremy.
W każdym razie sądzę, że to, co wyróżnia kapelę spośród wielu innych zespołów osadzonych w gatunku mieści się w kompozycjach wielowątkowych, których nie zabrakło na "Enki". Przynajmniej trzy spośród dziewięciu utworów ("Enki - Divine Nature Awoken", dedykowany pamięci o Ewie Przybylskiej-Kmiołek "Doorways to Irkala" oraz "The Outsiders") są perłami na metalowym firmamencie. Te kompozycje są niczym wędrówka poprzez nieskończone pustynie i zwodnicze mezopotamskie krajobrazy, to także wschód i zachód słońca dającego życie sześć tysięcy lat temu, a wreszcie możliwość uczestnictwa w codziennych kultach i obrządkach Sumerów. W niezwykle rozbudowanych utworach - rozpisanych od ośmiu do prawie trzynastu minut - wybrzmiewają fragmenty kultury sumeryjskiej i ślady innych starożytnych lub współczesnych cywilizacji.
Kapela wiedziona zmysłem kompozycyjnym Ashmadiego eksploruje dotąd niedostatecznie wykorzystane w metalowej ekstremie pomysły - nieszablonowo łamie schematy kompozycji, wypuszcza się na piaszczyste przestrzenie czy też oddaje autonomię instrumentom teoretycznie pozbawionym racji bytu w metalu. Temu niesamowitemu klimatowi służy nie tylko odpowiednie ustawione instrumentarium (w tym znakomite "orientalne" gitary), ale też potężna grupa owych innych instrumentów, z których muzycy skorzystali na potrzeby nagrań nowego albumu. Na rzeczy znajdują się choćby takie egzotyki, jak indyjski esraj, tybetańska misa dźwiękowa albo perski instrument perkusyjny znany pod nazwą daf. Rozmaitość inspiracji odczuwalnych na "Enki" należy określić jako ogromną.
Na tle tych wszystkich patentów nieco mniej klimatycznie prezentują się wpływy europejskiego i amerykańskiego metalu. Niemniej kapitalne improwizacje gitarowe w "The Palm the Eye and Lapis Lazuli", wchodzące nawet w konwencję thrash n’ heavy, ujmy w ciągłości tego materiału nie przynoszą. Z dobrej strony we wspominanym kawałku zaprezentował się kursujący ostatnio po różnych zakątkach świata gitarzysta Rob Caggiano. Ponadto na krążku wystąpili też gościnnie Max Cavalera i Sakis Tolis, którzy weszli w opętańczy dialog z Ashmadim w utworach "Lost Tribes" i "Enki - Divine Nature Awoken". Dzieło zniszczenia wychodzące ponad ramy black metalu wypełnia singiel "Multiple Truths", który pomimo wybornego klimatu (znowu uzyskanego na kapitalnych riffach gitarowych) nie jest w stanie w pełni oddać wielkości tego materiału. Zresztą chyba żaden pojedynczy utwór wybrany z tracklisty "Enki" nie mógłby spełnić tej funkcji, mając na względzie różnorodność całej płyty.
Warto pamiętać, iż Melechesh nie wydaje płyt z oszałamiającą częstością. Niemniej jeśli kapela zarejestruje jakiś materiał to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to wielkie dzieło. Taki jest właśnie "Enki". Wielki w mitologii sumeryjskiej, wielki na strunach Melechesh. Wysokiemu poziomowi albumu nie zaszkodziły nawet rotacje w składzie, które w ostatnim czasie dokonywał Ashmadi. Całość odzwierciedla niezwykłość rozpaloną przed laty w black metalu. Stanowi też o nieprzemijającej sile dziejów minionych, które to trwać będą w świadomości wszystkich słuchaczy dzięki niesamowitej muzyce, przesłaniu i klimatowi przekutemu "Enki". Pochłoń mnie, Mezopotamio!
Konrad Sebastian Morawski