Co jakiś czas pojawiają się płyty, obok których nie da się przejść obojętnie. Na arenie międzynarodowej w ubiegłym roku były to dokonania między innymi Solstafir czy Mastodon.
Krajowe podwórko przesiąknięte post-black metalowym klimatem dało wiele powodów do dumy i wskazówkę dotyczącą rozwoju ciężkiego grania w Rzeczypospolitej. Gdzieś z boku czają się prog metalowcy i ci, którym nie jest obcy djent, ale albumem, który zasługuje na laurkę jest w pełni sfinansowany przez fanów rezultat prac pomorskiego Blindead nad akustycznym wydawnictwem. Dałem sobie sporo czasu, aby w pełni wgryźć się w ten materiał i nikogo nie zaskoczę swoją oceną. To niewątpliwie jedno z najlepszych wydawnictw w polskiej muzyce w ostatnim czasie. Podane w tak intymny, frapujący i czarujący sposób, że nie sposób opisać przygody, w jaką zabiera nas najbardziej - moim zdaniem - niedoceniany polski zespół.
Zapis kameralnego występu w Studiu Radia Gdańsk ma swoją dość spontaniczną ale w ostateczności dobrze zrealizowaną historię. Już wcześnie zakładałem, że do takiej odsłony Blindead prędzej czy później dojdzie. Materiał z dwóch ostatnich płyt perfekcyjne nadaje się do popuszczenia wodzy fantazji i zaprezentowania go w nieoczywisty, jeszcze mroczniejszy sposób. Ponadto panowie zaprosili kilku gości, co w przypadku jednego, Jana Galbasa, okazało się być strzałem w dziesiątkę. Rejestracja tych utworów z pewnością niosła ze sobą pewne ryzyko niepowodzenia i zderzenia z wygórowanymi oczekiwaniami fanów. Cóż, jeśli nagrywasz regularnie same, jeśli nie wybitne, to bardzo dobre krążki, możesz poczuć się skrępowany przez to, czego pragną inni ludzie. Na całe szczęście, zastępy mocno wierzących w Blindead fanów sfinansowały całe przedsięwzięcie, a co najistotniejsze, po raz kolejny udzieliły zespołowi pełni zaufania.
Wybór reprezentatywnego dla całości utworu jest niemożliwy. Zapis występu Havoka i spółki wymaga pełni skupienia i wdrożenia w ten bardzo specyficzny i z pietyzmem tkany klimat. Ominięcie choćby jednego z numerów psuje recepcję całości. A wierzcie mi lub nie, jest czego słuchać, zwłaszcza, że aranże pozmieniały się w kompletnie nieoczywisty sposób, a jedyne co czasami spaja pierwowzór z alternatywną wersją specjalną to głos prowadzący nas po świecie Blindead.
Za wycieczki do takiego uniwersum, pełnego skrajnych emocji i dramatyzmu - warto płacić. Kwota jaką życzą sobie Pomorzanie nie jest wygórowana, a wrażeń, przede wszystkim tych wykraczających poza szeroko pojęty rock, jest co nie miara. Brawa, które słyszymy na początku i końcu płyty doskonale podsumowują ten występ. Magia.
Grzegorz "Chain" Pindor