The Singularity (Phase I - Neohumanity)
Gatunek: Metal
Był taki czas, że zachwycałem się Scar Symmetry. Prawdę mówiąc, robił to każdy fan melodyjnego death metalu, zwłaszcza wielbiciele talentu Christiana Älvestama, pełniącego wtedy obowiązki wokalisty w Szwedzkim zespole.
Niestety, w pewnym momencie drogi jednego z najlepszych krzykaczy w całej metalowej grze rozeszły się z zespołem dowodzonym przez gitarzystę Pera Nilssona. Po tym rozstaniu moje zainteresowanie twórcami genialnego "Pitch Black Progress" zanikło. Zresztą, nie dziwota. Na miejsce pierwotnego wokalisty wskoczyło dwóch nowych, w tym jeden stricte heavy metalowy, a kapela miast rozwijać pomysły zawarte na - nazwijmy go pożegnalnym - "Holographic Universe" odrobinę się pogubiła, czego najlepszym dowodem okazał się być pierwszy album z nowymi członkami zespołu.
Na moje nieszczęście, czas pędzi do przodu, a niegdyś lubiany przeze mnie zespół dalej trzyma się wokalnego duetu i - co ciekawe - zrezygnował z usług etatowego klawiszowca i gitarzysty Jonasa Kjellgrena. W okrojonym składzie Per Nilsson dalej dźwiga melo deathmetalowy krzyż i raczy nas kolejnym wydawnictwem. Co więcej, pierwszym z zaplanowanej trylogii. Szok.
"The Singularity (Phase I - Neohumanity)" przynosi potężną dawkę piekielnie rozbudowanej muzyki. Nie mogę Perowi odmówić talentu kompozytorskiego i zmysłu aranżacyjnego, ale nie wybaczę ośmio i dziesięciominutowych kolosów stanowiących trzon tego wydawnictwa. Tym bardziej, że pierwszy z nich właściwie otwiera album i pokazuje nam pełne spectrum dźwięków tożsamych dla Scar Symmetry jak i wycieczki w progresywną i dość zaskakującą power metalową stronę, co poniekąd może być rezultatem prac Nilssona w jednym ze swoich pobocznych projektów. Nie zmienia to jednak faktu, iż pierwsza część cyber trylogii opowiadającej o losach ludzkości celebrujących istnienie i masowe wykorzystanie sztucznej inteligencji, przytłacza swym ogromem i puszcza w niepamięć starsze dokonania zespołu w mniej rozbudowanych formach. Tym sposobem, "nowe" oblicze, zapoczątkowane na "The Unseen Empire", znacząco traci w moich oczach i nawet przepyszne solówki nie poprawią mojej oceny.
Heavy i power metal w Scar Symmetry prawdopodobnie odstraszą wiernych fanów ("Limits To Infinity"), ale z drugiej strony może przyciągną nowe grono słuchaczy. Obecnie formacja aspiruje do miana prog metalowej, i to bynajmniej nie ze względu na cały koncept. Doceniam to tym bardziej, że za całość, za dosłownie każdy element tej dość sporej układanki odpowiada sam Nilsson, ale ja Scar Symmetry w takiej formie nie kupuję. Niby wracają na dobre tory (kiedy grają w swoim stylu jak w "The Spiral Time"), ale wycieczki po obcych terytoriach są jak na ten zespół zbyt przekalkulowane i - powiedzmy sobie szczerze - prog metalowy świat widział już lepsze hybrydy. Ze względu na dawną sympatię i hołd dla tytana pracy, jakim jest Nilsson, niech będzie siódemka. Ponoć szczęśliwa dla ludzkości.
Grzegorz "Chain" Pindor