Moim zdaniem, twórcy pamiętnego "Mandrake" mają już swoje najlepsze lata za sobą.
Tobias Sammet, założyciel Edguy i filar metal opery Avantasia, w pewnym momencie kariery więcej uwagi poświęcił na tworzenie kolejnych odsłon swojego imperium heavymetalowego patosu, niźli na macierzysty zespół. Był to błąd, ale z drugiej strony, od kiedy Niemcy odkryli w sobie miłość do hard rocka i porzucili powermetalowe korzenie, wolę posłuchać Avantasii, a przede wszystkim innych zespołów.
Najnowszy, dziesiąty w karierze album Edguy to lekki zwrot w stronę stricte metalowego grania - i nie ukrywam, że jest to wielka niespodzianka. Panowie może nie pędzą do przodu jak niegdyś, i nie raczą nas co rusz fantazyjnymi solówkami, ale nowy/stary kierunek heavy/power (vide "Defenders of The Crown") jest co najmniej szokujący. Lwia część kompozycji cieszy uszy świetnymi refrenami i luzem, którego winni zazdrościć im inni wykonawcy. Zresztą, ten aspekt panowie pielęgnują od czasu "Hellfire Club" i singla "Lavatory Love Machine". Odpowiednik tamtego utworu Anno Domini 2014 to również singiel w postaci nośnego i przypominającego twórczość Bon Jovi "Love Tyger". Swoją drogą, jest to jeden z najlepszych kawałków ma płycie, doskonały przykład rockera, który spokojnie mógłby być puszczany w radiu.
A skoro o radiu mowa, to zwróćcie uwagę na brzmienie. Bardzo przestrzenne, dość dynamiczne i… komercyjne. Heavy metal z reguły powinien walić po pysku - co słychać np. u Szwedów z Sabaton. Niemcy z Edguy choć jak wspomniałem, muzycznie zwrócili się w stronę swoich korzeni, za nic w świecie nie mają zamiaru "łoić". Niestety, jest to największa wada krążka i pod tym względem stawiam "Space Police" jeśli nie najniżej w dyskografii zespołu, to na pewno obok wymęczonego "Tinnitus Sanctus".
Poza tym jednym - ale za to dość istotnym - mankamentem, "Space Police" nie ma większych wad. To po prostu Edguy, czyli kwintesencja niemieckiego heavy. Czasem dość prymitywnego, nierzadko wesołego, ale przebojowego. Muzyka dla wszystkich. A zwłaszcza dla fanów szybkiej jazdy samochodem.
Grzegorz "Chain" Pindor