I Killed The Prom Queen

Beloved

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy I Killed The Prom Queen
Recenzje
2014-02-17
I Killed The Prom Queen - Beloved I Killed The Prom Queen - Beloved
Nasza ocena:
8 /10

Zespół, który w połowie ubiegłej dekady przedstawił własną wizję metalcore’a, niejako zdefiniował ten gatunek na nowo.

Dał sygnał dla innych grup, jak choćby Parkway Drive, że w Australii można grać melodyjny metal na zaskakująco wysokim poziomie i z dumą stawać w szranki z przedstawicielami gatunku ze Stanów Zjednoczonych.

Mowa o I Killed The Prom Queen, grupie, która dla fanów nurtu stanowi niejako modelowy wręcz przykład, jak powinno się grać taką muzykę, przy zachowaniu brutalności przez duże B. Po kilku latach niebytu, formacja powraca na scenę w odświeżonym składzie i z nowymi pomysłami. Tym razem Australijczycy nie odmienią oblicza sceny, ale pokazują, że metalcore, ten bardziej pierwotny, zawsze był mocno powiązany ze skandynawskim melodyjnym death metalem.

Bynajmniej nie jest to zasługa frontmana Soilwork, który wspiera wokalnie Jonę Weinhofena i Jaimiego Hope, a po prostu (ja to tak odbieram) jako zbliżenie się do korzeni gatunku z zachowaniem trendów brzmieniowych i pewnych kanonów metalcore’a, z których przecież ten zespół słynie. Dlatego też, panowie co rusz raczą nas przede wszystkim łatwo przyswajalnymi i melodyjnymi riffami oraz może niezbyt odkrywczymi, ale jednak - kolokwialnie mówiąc - "robiącymi robotę" breakdownami. Znajdzie się też całkiem pokaźna ilość blastów, co z pewnością cieszy Hope’a, który do niedawna swoim głosem okraszał wyłącznie taki atak (kto nie słyszał The Red Shore?).


Do tego dochodzą bardzo dobre czyste wokale Weinhofena, który, gdyby pozostał w Bring Me The Horizon, prawdopodobnie wyniósł by ten zespół na prawdziwe wyżyny oraz, mając na uwadze doświadczenie nowego perkusisty zdobyte w Confession, dość zaskakujące rozwiązania rytmiczne. Zresztą, skoro już była mowa o blastach, były perkusista, a zarazem założyciel kapeli JJ Peters, który ma swój wkład w ten album (m.in. "Memento Vivere"), z całą pewnością nie poradziłby sobie z partiami O’Briena. Dziwi mnie nieco decyzja Petersa o porzuceniu IKTPQ na rzecz Deez Nuts, a z drugiej wiem, że przemawia za tym swoboda, której w Prom Queen może brakować. HC w Deez Nuts to w końcu prosta i niezbyt wymagająca dla słuchacza młócka, w której Peters jako wokalista i mózg całego projektu w pełni się realizuje. Cóż, nie każdy musi kochać metal aż po grób.

Wracając do zawartości "Beloved"; fani Australijczyków powinni być jak najbardziej zadowoleni. Ba! Sądzę, że nawet ci, którzy częściej sięgają po Soilwork czy Raunchy znajdą tutaj wiele dobrego dla siebie. Album ma w sobie wszystko to, czego wymaga się od miksu melodyjnego death metalu i metalcore’a. Jest przebojowo, cholernie agresywnie, a miejscami, co najważniejsze, kompletnie nie metalowo i ponownie, nie dlatego, że drugim z zaproszonych gości jest jeden z moich faworytów we współczesnym HC - Jonathan Vigil z The Ghost Inside.

Grzegorz "Chain" Pindor