Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak mocno zachwycałem się Calibanem. Od kilku lat grupa ma (raczej) tendencją spadkową z genialnymi przebłyskami, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy odpaliłem "Ghost Empire".
Furia z jaką atakują Niemcy przypomina australijskie kapele, brzmieniowo zaś, dzięki zmianie stroju na bardziej "djentowy", ciężar muzyki pionierów metalcore’a uległ znaczącemu spotęgowaniu.
Pod względem aranżacji kompozycji (tak, kompozycji) też jest lepiej. Materiał zawarty na "Ghost Empire" jest bardzo zróżnicowany i co najistotniejsze nie jest tylko i wyłącznie metalowy. Najlepszym tego dowodem może być "Good Man", którego początek przypomina nieco 30 Seconds to Mars. Zresztą, wstawek z niemetalowej półki jest całkiem sporo, a panowie skaczą również po mniej oczywistych gatunkach ciężkiego grania (heavy metal w "Your Song"?), ale jakby nie było, Calibanom najlepiej wychodzi solidna młócka pełna blastów, dobrych melodii, łatwo wpadających w ucho refrenów (jasna cholera, "wyjec" Schmidt nauczył się śpiewać!) i prostych, ale nadal doskonale sprawdzających się breakdownów. Są też solówki, chociaż specjalnie nie zwracam na nie uwagi, skoro "Ghost Empire" oferuje tyle dobrych riffów.
Ciężko mi wybrać najbardziej reprezentatywny utwór dla całości. Chyba nie da się. Jednakże, gdyby to ode mnie zależało, spokojnie jako singiel wybrałbym niemieckojęzyczny "Nebel" bądź przypominające ostatnie dokonania Bring me the Horizon "I Am Rebellion" lub też prawdziwą koncertową petardę "I Am Ghost". Jeśli jesteś fanem metalcore’a, niezależnie czy tego z początku pierwszej dekady nowego millenium, czy bardziej post-hc, które wciąż króluje w zestawieniach różnych tras, album zdecydowanie trafi Ci do gustu.
"Ghost Empire" to silnie uzależniający krążek. Zaskakująco szczery, nadzwyczajnie przebojowy nawet jak na Caliban, ale przede wszystkim jednoczący fanów nowoczesnego metalu.
Grzegorz "Chain" Pindor