W amerykańskim Benedictum sprawy mają się dobrze. Na koniec 2013 roku zespół zarejestrował naprawdę solidny materiał zatytułowany "Obey".
W porównaniu do ostatniego krążka z 2011 roku pt. "Dominion" skład kapeli uległ pewnym zmianom, ale na miejscu pozostały dwa najważniejsze ogniwa - Veronica Freeman i Pete Wells. Ten duet niszczy! Siła wokali miss Freeman jest porażająca. I choć wizerunek sceniczny wokalistki budzi skojarzenia z filmami dla dorosłych to myślę, że ta niewiasta mogłaby stawać do każdej konkurencji z męskimi głosami w heavy metalu. Może w jej partiach zawartych na "Obey" nie ma zbyt wiele finezji, ale kto tego oczekuje w muzyce nieśmiało próbującej balansować z thrash metalem? Zresztą aby uchwycić wymiar energii, którą Veronica Freeman włożyła do tego albumu warto zapoznać się ze wstępem do utworu "Fractured"… kto w przeszłości rozbijał szkło wokalem? Bruce Dickinson! A miss Freeman sygnalizuje, że potrafi robić to samo. Zresztą w jej partiach wokalnych słychać wiele inspiracji legendarnym frontmanem Iron Maiden, choć jej wzorem jest podobno Ronnie James Dio.
Wspominany nieodżałowany muzyk odegrał ważną rolę dla powstania i rozwoju Benedictum. W twórczości grupy tak w przeszłości, jak również na "Obey" nie brakuje instrumentalnych zagrywek, które mogą przywoływać ducha legendy. Główny kompozytor zespołu gitarzysta Pete Wells umiejscowił Benedictum w nurcie heavy metalowym. Jednak, tak jak zdążyłem już wspomnieć, na "Obey" można odnaleźć wiele wpływów thrashu, zaś znacznie mniej z power metalu, a w przeszłości formacja lubiła romansować z tym drugim gatunkiem. Przy okazji "Obey" górę wziął kalifornijski klimat, z którego wywodzi się zespół. W ten sposób na czwartym albumie Benedictum nie zabrakło niezwykle energetycznych kompozycji. Materiał został wypełniony pokaźną dawką ciężkich riffów gitarowych i partii perkusji. Przy zachowaniu klasycznych standardów znalazła się tu także grupa solówek gitarowych, które zostały skonstruowane trochę na zasadzie wokali miss Freeman, a więc z dużą dawką energii, ale bez szczególnej finezji. W sumie można rzec, że "Obey" to krążek instrumentalnie bez błysku, ale stworzony z zachowaniem porządnego rzemiosła.
Zespół nie omieszkał też posłodzić kilku kompozycji. Prym w tej materii wiedzie cukierkowa ballada "Cry", którą Veronica Freeman zaśpiewała w duecie z Tonym Martinem. Wydawać by się mogło, że takie dwa wulkany energii zarejestrują kawałek, który będzie mógł śmiało promować "Obey", ale wyszedł z tego utwór naiwny i przesadnie patetyczny. Generalnie można odnieść wrażenie, że muzyka Benedictum traci gdy zespół próbuje zwalniać. Porównując choćby dwa ostatnie numery z krążka - judasowski "Apex Nation" i nijaki "Retrograde" - można otrzymać obraz tego, jak bardzo formacja potrzebuje dynamitu, aby nie popaść w szybkie zapomnienie. Pierwszy wspominany kawałek to rewelacyjna petarda, zaś drugi przeraża nierównym tempem i przekombinowaną strukturą.
Moje końcowe wrażenia związane z czwartym albumem studyjnym Benedictum pozostają takie jak na wstępie - materiał jest solidny. Podobają mi się wokale miss Freeman, dobre wrażenie robi też podejście Wellsa do heavy metalu. Nie uniknięto niedociągnięć, ale może raczej powinienem nazwać to procesem hartowania się stali? Gdy ów proces zakończy się, o Benedictum na rynku heavy metalowym może być jeszcze głośnio.
Konrad Sebastian Morawski