Na swój trzeci duży album Szwedzi z Netherbird przygotowali sześć kompozycji utrzymanych pomiędzy symfonią a melodyjnością w black metalu.
Rzecz to przynajmniej z definicji trudna do zaakceptowania dla konserwatywnych fanów gatunku, stojących na straży surowych kanonów black metalu. W "The Ferocious Tides of Fate" surowości wcale nie brakuje, ale wiodące partie albumu zostały utrzymane w podniosłym klimacie, któremu na ogół towarzyszy ciężkie instrumentarium oparte przede wszystkim na wypełnionych agresją gitarach i perkusji. Odnoszę jednak wrażenie, że ten krążek nie zostanie zapamiętany na podstawie ogólnego wrażenia, ale dzięki drobiazgom, dzięki którym twórczość Netherbird wykracza poza przeciętność… albo przynajmniej zdradza tego symptomy.
W bardzo ponurym przesłaniu, nieustannie akcentowanym ciskającymi riffami Johana Norda i Bizmarka, z niezwykłą wręcz lekkością odnalazły się fragmenty jakby odizolowane. Momenty, w których agresywne tempo wytraca się na rzecz samodzielnej gitary akustycznej. Zagrane w taki sposób, aby utworzyć wrażenie, że po instrumentalnej nawałnicy przychodzi ukojenie. Pośród mroków na niebiosach wyłania się światełko. Znacie to uczucie? W przypadku "The Ferocious Tides of Fate" świetlaną rolę przejmowała wspominana gitara, czasem nawet dwie, w konwencji, którą można sobie przypomnieć we wstępie do "One" Metalliki, a niekiedy też partie klawiszowe, rzadziej niewinne igraszki z elektroniką. Wyobraźnia Szwedów z Netherbird pozwoliła im nawet na stworzenie miniaturowego utworu "Så Talte Ygg". Bez szaleństwa, bez agresji, ale za to w strefie klimatycznej rozciągającej się nad heavy metalowymi górami skalistymi. Tego ostatniego na "The Ferocious Tides of Fate" znalazło się nadspodziewanie dużo. Zespół najwyraźniej sygnalizuje chęć wypłynięcia do szerszej publiczności.
A płynąć będzie tak jak samotny okręt w obrazie autorstwa Marcusa Larsona pt. "Nattlig Marin Med Brinnande Fartyg", który ozdobił okładkę płyty - naprzeciw burzy i w objęciach mroku. Właśnie w ten sposób najlepiej scharakteryzować "The Ferocious Tides of Fate". W utworach grzmiących, takich jak "Elegance and Sin" i "Ashen Roots", albo balansujących wokół zmiennego tempa i ciężaru (np "Of The Setting Sun"). To solidne granie. Za to z pełnym zachwytem można mówić o "Along the Colonnades", postrzępionym utworze sprawiającym wrażenie improwizowanego. Rzekłbym, iż to coś w stylu ostatnich wybitnych dokonań Ihsahna. Chyba najbardziej ambitna odsłona tegorocznego Netherbird.
Materiał został obliczony na niecałe czterdzieści minut. Nie przytłacza ze względu na ciężar gatunkowy, nie tworzy też uczucia niedosytu. To solidna pozycja w dyskografii Szwedów. Nie sądzę aby wywołała zachwyt u konserwatywnych fanów black metalu, ale ma wszelkie walory, by śmiało wpisać się w tendencje współczesnej muzyki ekstremalnej, zlokalizowanej wokół kilku nurtów.
Konrad Sebastian Morawski