Kat jest, ponad trzy dekady od powstania, legendą polskiej muzyki metalowej.
Można krytykować infantylność tekstów Romana Kostrzewskiego czy ogólną wtórność kompozycji (nawet jak na realia lat '80 i '90), ale faktem bezsprzecznym pozostaje, że jest to jedyna do dziś tak rozpoznawalna grupa thrashmetalowa z czasów PRL. Stąd też kompilacja "Rarities" będzie zapewne sporą gratką dla najstarszych fanów formacji, ale także lekcją historii dla młodszych wielbicieli.
Patrząc na biografię zespołu można żałować rozłamu grupy sprzed blisko 10 lat i podziału na (niefunkcjonującego już) "Kata Luczyka" oraz "Kata Kostrzewskiego". Słuchając zresztą albumów wydanych zarówno przez jedną jak i drugą formacje nie sposób nie obejść się wrażeniu, że obie strony sporo straciły na schizmie. Czy więc wydana właśnie kompilacja będzie impulsem do powrotu na scenę składu z DVD "Somewhere in Poland"? O tym przekonamy się zapewne za parę miesięcy. Dziś fanom pozostaje radość z "Rarities".
Płyta została starannie wydana. Dołączono do niej bogato ilustrowaną książeczkę z dość długą jak na takie wydawnictwa notką dotyczącą grupy i historii opublikowanych teraz utworów. Trochę dziwi - w kontekście licznych umieszczonych tutaj cytatów Ireneusza Lotha i Piotra Luczyka - brak wypowiedzi Romana Kostrzewskiego, który do dziś przez wielu uważany jest za twarz i usta Kata.
Opublikowane na "Rarities" utwory mają głównie wartość historyczną. "Wyrokiem sądu bożego", "Robak", "Skazaniec" i "Zemsta" to cztery kompozycje zarejestrowane w studiu Radia Katowice w 1982 r. To pierwsze utwory Kata znane w profesjonalnych wersjach studyjnych. Grupa wykonywała wtedy muzykę hardrockową miejscami nie tak daleką stylistycznie, od tego co grało TSA. Słychać, że epoka inspiracji Metalliką był jeszcze przed muzykami. Cechą wyróżniającą ją już w tym czasie mógł być charakterystyczny wokal Romana Kostrzewskiego.
Kolejna sesja w Radiu Katowice odbyła się zaledwie rok później. Ponoć większa część tego materiału (w tym nieznany dziś "Ciężar") zaginęła, ostała się tylko ówczesna wersja ballady "Bez pamięci", którą również możemy usłyszeć na płycie. Zespół pazury pokazuje w czasie nagrań koncertowych z festiwalu w Jarocinie. Zaskakuje "Delirium Tremens", które brzmi bardziej rockowo i lżej w porównaniu z interpretacją tego utworu z "Ballad" (pozbawione jest także z oczywistych względów recytacji Kostrzewskiego w środku kompozycji). "Diabelski dom cz. 1", "Mocni ludzie" i "Skazaniec" pokazują już ostrzejsze oblicze Kata. Słychać pewną ewolucję inspiracji. Muzyka stała się gwałtowniejsza, brzmienie gitar bliższe NWOBHM. Tylko krok dzielił Piotra Luczyka od odkrycia thrash metalu.
Album wieńczą "Menaced" (anglojęzyczna wersja "Porwanego obłędem") i numer instrumentalny z okresu "…Róż…". Ten pierwszy to już klasyczny, "metallikowy" Kat. Kostrzewski nie śpiewa, a bardziej wyszczekuje swój tekst z drapieżnością równą ówczesnym wokalistom z Bay Area. Trzeba jednak przyznać, że wszelkie zarzuty Piotra Luczyka wobec zdolności lingwistycznych jego kolegi z mikrofonem były uzasadnione. Wieńczący całość "Instrumental" należy traktować jako ciekawostkę, niekoniecznie wartą zainteresowania.
"Rarities" puentuje w pewnym sensie dyskografię Kata. Dobrze, że muzycy postanowili wydać niepublikowane dotąd nagrania i zaprezentować - zwłaszcza młodszym fanom - źródła swojej stylistyki.
Jacek Walewski