Niedawno mieliśmy wielką przyjemność opychać się najnowszym "Meteorem" Antigamy, wracającym do korzeni, agresywnym, bezkompromisowym grindcore… Nie minęła chwila, a rodzima wytwórnia Antigamy, Selfmadegod Records, poinformowała o zbliżającym się muzycznym niebezpieczeństwie w postaci nowego materiału Squash Bowels.
Sceptycznie nastawiony do grajków wywodzących swoje brzmienie z goregrindowych czeluści, za to pełen nadziei na kontynuację "Love Songs" czy "Grindvirus", postanowiłem udźwignąć ciężar "Grindcoholism". Powiem szczerze, że ten bardziej "rzygliwy" grindcore niezbyt przypadł mi do gustu, aż do momentu premiery albumu "Grindvirus" (2009). Prezentowane na nim podejście formacji do grindcore’a zyskało ludzką twarz, wręcz zbliżającą Squash Bowels do klasyki. Całkiem nieźle to panom wyszło, zważywszy, że grupa działa od 1994 r. Nareszcie przyszła pora by nieco porzucić bardziej obsceniczne oblicze i zacząć bawić się w grindcore z krwi i kości, by reprezentatywnie praktykować go na arenie międzynarodowej. Tak też się stało i taki właśnie jest najnowszy album, który, choć wypełniony dawną, plugawą aurą, prezentuje teraz ciekawe podejście do gatunku.
Rewolucja w brzmieniu wyraźnie daje o sobie znać, a bezpośrednie rozpoczęcie w postaci "Tastelessness" jedynie to potwierdza. Klarowne, mocne uderzenie, nie ma tutaj nawet mowy o nakładaniu się dźwięków atakujących słuchacza nawałnicą niezrozumiałego łoskotu, zjawiska znanego choćby z "The Mass Rotting - The Mass Sickening" z 2002. Ponad półgodzinny materiał sprawia wrażenie szalonego a zarazem odpowiednio wyważonego. Zgiełk panoszący się na albumie, wespół z bulgoczącymi wersami, to stara dobra szkoła polskiego goregrindu. Oprócz tego mamy tu więcej okazji do zaczerpnięcia oddechu, niż na płytach sprzed lat ("Surrender"). Na "Grindcoholism" często można spotkać także sztampowe "przytupy" ("The Theater", "Naked Positive Act") jeszcze bardziej utwierdzające w przekonaniu, że dawne patenty trochę się już kapeli znudziły i bliżej teraz Squash Bowels do Neuropathii niż do Dead Infection.
Jest więc na czym zawiesić ucho. Squash Bowels’owcy zrobili wiele, by odświeżone brzmienie i wiele ciekawych rozwiązań, nie pozwoliły słuchaczowi na szukanie porównań względem wcześniejszego materiału. Trudno się zatem dziwić, że po prawie 20 latach muzycznego gwałtu na percepcji słuchacza dochodzi do zmian. Co najważniejsze, zmiany te, choć wyraźne, w żaden sposób nie burzą rdzenia, który stanowi o specyfice Squash Bowels. Brawo!
Adam Piętak