Niezależnie od tego, kto pełni obowiązki gardłowego w duńskim Hatesphere, ta załoga nigdy nie zawodzi.
Nowy frontman, zastępujący już nie Jakoba Bredahla, a Jonathana Jollera Albrechtsena (Scarred by Beauty), o dziwo całkiem dobrze pasuje do charakterystycznej młócki wychodzącej głównie spod palców jedynego oryginalnego członka zespołu, Pepe Hansena.
Esse, nowy nabytek grupy, znany wcześniej z udzielania się w metalcore’owych projektach, znacząco różni się barwą głosu od swoich poprzedników. Co prawda, również ryczy dość jednostajnie, ale za to w wyższych rejestrach, co pasuje do groove/thrash metalowego oblicza Hatesphere. Oczywiście, młócki na "Murderlust" nie brakuje, większość z utworów to klasyczne umpa-umpa z ultra prostymi i melodyjnymi riffami. W tej kapeli muzycznie absolutnie nic nie uległo przeobrażeniu, dlatego jeśli na chwilę zapomnieliście o Duńczykach - nic straconego. Chyba że komuś brakuje takiego grania, tym bardziej, że Szwajcarzy z Cataract niepokojąco długo nie dają znać o sobie.
Wracając do "Murderlust", nowinką jest w pełni instrumentalny i osadzony na bardzo wolnym rytmie i leniwym groove "In Process". Świetny i relaksujący numer bardziej kojarzący się ze szwedzkim metalowym graniem, niż dotychczasową działalnością Hatesphere. Poza tym, nowinką są blasty, i to, prawdę mówiąc, przynajmniej w kwestii samej muzyki, by było na tyle. Bo o czym tu więcej pisać, skoro ósmy studyjny album Duńczyków to sama przyjemność, dokładnie na takim samym poziomie jak poprzednie dokonania, tyle, że w nieco surowszej oprawie brzmieniowej. Rzecz stworzona do prezentacji na koncertach i do machania baniakiem w domowym zaciszu.
Grzegorz "Chain" Pindor