Psychofagist to rozżarzone do czerwoności wiertło, przeszywające mózg i wstrzykujące stopniowo substancję paraliżującą mięśnie - a wszystko to przeprowadzone z niezwykłą precyzją i finezją. Takie właśnie jest Songs of Faint and Distortion, najnowsze dzieło math/jazz core’owych dziwaków z Włoch.
Biorąc pod uwagę najbardziej pokręcone, nietrzymające się kupy i chaotyczne muzyczne twory, mógłbym uznać Psychofagist za jeden z wielu zespołów bez pomysłu, chcących nadrobić to przy pomocy skomplikowanych, czasem wręcz przypadkowych wariacji. Mógłbym, gdybym oceniał książkę po gatunkowej okładce. Nie byłoby to jednak prawdą, biorąc pod uwagę, że to już 3 album grupy, wieńczący dwunastoletnią przygodę z nietuzinkowymi dźwiękami. Doświadczenie spore, do tego pomysł niebanalny, a wręcz genialny. Progresywne rytmy, przenikliwie przesterowane gitary, miejsce na chaos ale i spokój - to opis pozornie pasujący do większości grajków z mathcore’owej szuflady, jednak najnowsza odsłonę Psychofagist charakteryzuje i wyróżnia styl gry, oraz specyficzna, swojska maniera. Chodzi mi o to, że Psychofagist to bratnia dusza naszego polskiego brzmienia. To taka Nyia we włoskim wydaniu. Aż łza się w oku kręci, gdy słyszę "Mechanoabsurdity", miejscami przypominający Kobongowe zabawy z rytmem.
"Blankness Reigns Supreme", jasno daje do zrozumienia, że progresywna passa nie opuściła Włochów, a wręcz zakorzeniła się w ich twórczości na dobre. Psychodeliczne preludium, oparte na żyjących własnym życiem perkusyjnych uderzeniach, po chwili przechodzi w "Movement", szalony grindcore o jazzowym zabarwieniu, świetnie brzmiący i wyrazisty, w którym mimo chaosu każdy instrument gra pierwsze skrzypce. Blast beat w wykonaniu Włochów, wespół z przeszywającymi ciało gitarowymi zgrzytami i krzykami zdzieranego gardła, niektórych mogą skłonić do natychmiastowego odstawienia albumu na bok, innych wręcz przeciwnie, do poddania się drastycznemu seansowi masochistycznemu.
Na szczęście Włosi nie są całkowicie okrutni i pod postacią "Digression Into Distortion" okazują trochę litości. 4 minuty w doomowym klimacie, z hałasami w tle, w zupełności wystarczy by zebrać siły na przyjęcie monsunu nieokiełznanych wariacji w "Inhuman 3.0". Szkoda, że w tym tornadzie dźwięków nie znalazłem saksofonu, którego dotychczasowa obecność jasno dawała mi do zrozumienia, że muzycy Psychofagist, jak mało kto, potrafią posługiwać się tym instrumentem. Saksofon niesamowicie kontrastuje z polirytmicznymi wariacjami przesterowanych gitar i pędzącą perkusją. Włosi poczynili jednak wszelkie starania, by urozmaicić swoją muzykę innymi metodami. W "Song of Faint" wykorzystano w niecodzienny sposób efekty gitarowe, wywołujące wrażenie pochłaniającej głębi. Włosi niesamowicie budują atmosferę, szaloną, choć z planem. Wiele tu dziwactw skutecznie rozbrajających percepcję słuchacza ("An Autism Aenigma"). Nawet w zamykającym album, trwającym zaledwie minutę "Uninitiation", nie daje zapomnieć o sobie nieznośna maniera Psychofagist.
"Songs of Faint and Distortion" to dźwięki - choć z pozoru przypominające przypadkowe, może nawet niechlujne kompozycje - stworzone z matematyczną dokładnością. Jak wspomniałem na początku, dla niektórych będzie to bezsensowne rzępolenie nie mające nic wspólnego z muzyką, ale pamiętajmy, że muzyka to nie tylko melodia i ład, to przede wszystkim emocje i przekaz, a to, w jaki sposób ją odbieramy zależy od indywidualnego postrzegania. Ja składam pokłony, bo jestem przekonany, że mam do czynienia z prawdziwym geniuszem.
Adam Piętak