Hypocrisy

Penetralia / Osculum Obscenum

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Hypocrisy
Recenzje
2013-09-17
Hypocrisy - Penetralia / Osculum Obscenum Hypocrisy - Penetralia / Osculum Obscenum
Nasza ocena:
8 /10

Choć, moim zdaniem, Peter Tägtgren bardziej przysłużył się potomności w roli producenta aniżeli muzyka, wydane niedawno wznowienie dwóch pierwszych albumów Hypocrisy to dobra okazja, by odświeżyć sobie początki tej najważniejszej formacji w CV sympatycznego szwedzkiego pracoholika.

"Penetralia", debiutancki album zespołu, ukazał się w październiku 1992 roku. Trochę za późno, by Hypocrisy załapał się do pierwszego expressu o nazwie 'death metal' relacji Szwecja - Świat, w którym w wagonach pierwszej klasy rozsiadły się roześmiane ekipy nastolatków z Entombed, Dismember, Grave czy Unleashed. Zresztą, w tym przypadku byłoby to trochę jak noszenie drewna do lasu, bowiem na dwóch pierwszych krążkach Hypocrisy odbiło się bardzo wyraźne piętno amerykańskiej szkoły death metalu. Co więcej, każdego, kto rozpoczął znajomość z kapelą od któregoś z późniejszych albumów, zmierzających prostą ścieżką w kierunku coraz bardziej melodyjnego grania, może zdziwić ewidentna brutalność obydwu materiałów. Może, choć raczej nie powinna, podobną drogę, od agresji do bardziej stonowanych dźwięków, przebyły bowiem całe zastępy innych zespołów. No i tytuły kawałków w rodzaju "God is A Lie", "Jesus Fall" czy "Impotent God" wskazują też, że bynajmniej nie UFO było wówczas przedmiotem zainteresowania muzyków Hypocrisy.    

Na początku lat '90, przed premierą "The Fourth Dimension", który sporo zmienił w twórczości bandu, Hypocrisy nie brał jeńców i zwłaszcza dziś, w dobie mody na oldschoola, surowe brzmienie "Penetralia" i "Osculum Obscenum" (premiera - październik 1993, więc za chwilę stuknie mu okrągła 20), idealnie wpisuje się w panujące trendy. Warto przymknąć oko na nieco drewnianą perkusję, a zamiast tego zwrócić uwagę na świetny groove kompozycji, ciekawie i oszczędnie wykorzystywane partie klawiszy oraz dobrze pasujący do ówczesnego oblicza kapeli gardłowy growling Masse Broberga (Tägtgren przejął etat wokalisty dopiero na trzecim krążku), późniejszego Emperora Magusa Caliguli z Dark Funeral.

Przyznam, że moje wcześniejsze wydania recenzowanych płyt od dawna kurzyły się na półce, ale mimo to ten nieco wymuszony powrót do krainy hipokryzji przebiegł zaskakująco gładko i bezboleśnie. Tym bardziej, że największym sentymentem (niestety skutecznie stłamszonym przez aktualne pitu-pitu ekipy Tägtgrena) darzę właśnie te materiały. Zapominając jednak o najnowszej twórczości wieloletnich podopiecznych Nuclear Blast, muszę przyznać, że dziś wznowione płyty bronią się bez problemu, a pociski w rodzaju "Suffering Souls", "Nightmare" czy "God is A Lie" bezbłędnie trafiają w cel. Tak grało się death metal w czasach, gdy zespoły nie traciły energii na niekończące się polerowanie brzmienia i układanie grzywek przed lustrem. I choć Hypocrisy zawsze stał w cieniu największych gwiazd gatunku z Kraju Trzech Koron, trudno deprecjonować jego znaczenie dla tej sceny.

Na koniec jeszcze słów kilka o samym wydaniu opisywanych albumów. Generalnie, nie jestem zwolennikiem wznowień zawierających zremasterowany materiał, ponieważ muzyka, jak każda dziedzina sztuki, stanowi świadectwo czasu, w którym powstała. W końcu, nikt nie koryguje portretu Mona Lisy, domalowując jej iPoda, ani nie przepisuje Lalki, wyposażając bohaterów powieści w telefony komórkowe czy sportowe bryki. Na szczęście, albumy wciąż brzmią surowo, pozostawiono też pewne niedociągnięcia, którymi wydawnictwa pierwotnie się charakteryzowały. Dorzucone bonusy, jak to zwykle bywa, są całkowicie zbędne. To nie pierwsze "wzbogacone" wznowienia tych materiałów; tym razem wytwórnia dołożyła kawałki w wersji live, które  niczego nowego do całości nie wnoszą. Czarny boksik, w który zapakowano obydwa krążki, prezentuje się całkiem elegancko. Opakowanie cedeków w niskobudżetowe kopertki to już standard, szkoda tylko, że nie zadano sobie nawet trudu, by czymkolwiek uzupełnić cieniutki i nie zawierający w zasadzie żadnych informacji booklet wydawnictwa.

Szymon Kubicki