Muzycy Disturbed nie czekali, aż Dave'owi Draimanowi przejdzie foch na zespół, tylko założyli nową formację..
Wokaliście zamarzyła się zmiana towarzystwa w najmniej odpowiednim momencie, dokładnie wtedy, gdy Disturbed dotarli na szczyt. To o tyle dziwne, że jego nowy skład Device nie przynosi jakiejś dramatycznej zmiany stylu przezeń wykonywanego - no ale kto artyście zabroni…
Co w takiej sytuacji mogli zrobić koledzy Draimana? Rozpłakać się i czekać na jego powrót? Znaleźć nowego krzykacza? A może przygarnąć do drużyny kilku muzyków i stworzyć zupełnie nową kapelę? Ostatnie wyjście brzmiało najlogiczniej i to na nie zdecydowali się Dan Donegan i Mike Wengren. Do współpracy zaprosili Dana Chandlera, wokalistę Evans Blue, oraz dwóch muzyków sesyjnych: Jeremy'ego Jaysona i Seana Corcorana. Tak właśnie powstał Fight or Flight.
Na swoim debiutanckim krążku "A Life By Design?" panowie czerpią bardziej z post-grunge'u, kojarzonego z formacją Chandlera, niż z alternatywnego metalu, z którego kręgów pochodziło Distrubed. Mamy tu mnóstwo melodyjnego grania, rzekłbym, że wręcz radiowego: taki "It's Over" spokojnie poradziłby sobie na playlistach stacji zorientowanych bardziej na muzykę gitarową. Podobnie rzecz ma się z "Leaving", tyle że ten numer to już konkretna ballada, która swoją energię czerpie z łagodności i melancholii - niech żyje gitara akustyczna!
Podobają mi się momenty, w których Fight or Flight sięgają po bardzie core'owe, rytmiczne zagrywki - takich zabaw doświadczymy chociażby w "A Void", gdzie Wengren daje popis szatkowania metrum przy użyciu podwójnej stopy. Z kolei Donegan swoje największe chwile przeżywa w "First of the Last", gdzie popisuje się perfekcyjną solówką.
Na plus "A Life BY Design?" trzeba policzyć także skłonność Chandlera do układania dwugłosów wokalnych - pierwszy z brzegu "Empathic" dowodzi, że mamy do czynienia z pomysłowym wokalistą, mimo że jego barwa głosu raczej nie powala oryginalnością.
Fight or Flight proponuje nam kawał bardzo dobrze brzmiącego, przebojowego grania, czym przekonuje mnie zdecydowanie bardziej, niż Device Draimana. Niemniej jednak do poziomu Disturbed nadal im daleko, stąd życzę wam i sobie, by panowie w końcu się zeszli i nagrali nową płytę swojej najważniejszej kapeli.
Jurek Gibadło