B.o.s.c.h.

Appart

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy B.o.s.c.h.
Recenzje
2013-09-03
B.o.s.c.h. - Appart B.o.s.c.h. - Appart
Nasza ocena:
8 /10

Gdy wreszcie udało mi się ogarnąć myśli po odsłuchu drugiego studyjnego albumu niemieckiego B.o.s.c.h. odwiedziłem oficjalną stronę internetową tego zespołu, a tam znalazłem ujętą w jednym zdaniu filozofię Niemców: "jesteśmy głośni - jesteśmy inni".

Nie do końca się z tym zgadzam, szczególnie jeśli o rzeczoną inność chodzi.

Nie znam debiutanckiego krążka B.o.s.c.h., nie wiem jakie reakcje wywołał na muzycznym rynku naszych zachodnich sąsiadów, ale aby o "Appart" wyrobić sobie zdanie nie trzeba zbyt dużo o przeszłości B.o.s.c.h. wiedzieć. Muzycy z portowego Wilhelmshaven wcale bowiem nie ukrywają swoich inspiracji zlokalizowanych wokół Rammstein, Oomph!, Kraftwerk, The Prodigy czy Front Line Assembly. Słychać to na "Appart" aż nadto. Od początku do końca zespół w składzie Ledde (gitara), Axxl (bas), Loz (perkusja, programowanie) i Max (wokal) zainwestował w środki właściwie industrialnemu rockowi i metalowi. Czternaście premierowych utworów zespołu to głównie gitarowe i perkusyjne zderzenia z obfitą ilością zabrudzonych sampli i innych elektronicznych drobiazgów.

Stępioną industrialną atmosferę słychać tu niemal w każdym utworze, choć od razu trzeba zaznaczyć, że drugiego studyjne dzieło B.o.s.c.h. niesie też ze sobą wiele, jakkolwiek by to nie brzmiało, elektronicznej wolności. Każdy kto miał kiedykolwiek styczność z soundtrackiem do Unreal Tournament z 1999 roku odnajdzie się w obszernych fragmentach tego krążka. Przy elektronicznych momentach utworów "Engel" i "Treibgut der Zeit" poważnie zastanowiłem się, czy któryś z siódemki kompozytorów muzyki do wspominanej gry nie maczał palców przy nagraniach "Appart". Zresztą myśli o świecie cyfrowej rozrywki przywołują też obfite fragmenty kawałków "Der Appart" i "Schwarze Sonne", ale to już raczej bajka z tzw. SID Metalem w tle.  

Muzycy B.o.s.c.h. na "Appart" zaprezentowali też wiele ze swojej metalowej strony. Może po to, aby zbalansować industrialny wydźwięk materiału, a może po prostu pociągnąć za sobą sukces Rammstein? Ostatecznie nie wyrokując o motywach muszę przyznać iż Niemcy solidne dołożyli po instrumentach w takich, przepraszam za oksymoron, skocznych killerach jak "Schwarzer Mann", "Eiszeit", "Meine Welt" i "Ein Augenblick". Przepis na te kompozycje był prosty: szybkie tempo, sample zamiast solówek i ostre, ale chwytliwe riffy. Natomiast efekty powinny zadowolić fanów industrialno-metalowych brzmień bez specjalnego nacisku na ciężar, a ze wskazaniem przede wszystkim na nośność utworów. Warto też zauważyć, że "Appart" ma swoje szczególne momenty. W tej roli należy upatrywać przede wszystkim pełną uczuciowości balladę "Der Sturm", a w niej ładne partie klawisze i głos niewiasty, której personaliów nie potrafiłem ustalić.

To właśnie w takich utworach język niemiecki broni się przed popularnymi stereotypami, a skoro wspomniałem o wokalu i języku, to warto choć kilka słów zadedykować wokaliście Maxowi. To ewidentnie najbardziej jaskrawy przykład tego, że ulubionym kierunkiem inspiracji B.o.s.c.h. jest Rammstein. Nawet jeśli ów śpiewak nie posiada jeszcze w pełni wykształconego warsztatu, to jego wzór do naśladowania, Till Lindemann, pojawił się na "Appart" co najmniej kilkukrotnie. Może bez tej wspaniałej refleksji w głosie, ale za to z odpowiednim powerem w mocniejszych fragmentach płyty.

Moja nieznajomość niemieckiego, wyłączając kilka podstawowych zwrotów, uniemożliwiła mi rozpoznanie lirycznego przesłania albumu. Nie miałem natomiast problemów z identyfikacją jego przesłania muzycznego opartego na nowej fali niemieckiego industrialnego rocka czy metalu. Muszę przyznać, że ogólne wrażenia po starciu z "Appart" są niezłe, a album zawiera wiele dobrych momentów. Może jest w tym jeszcze sporo nieokrzesania, ale paradoksalnie służy to kompozycjom B.o.s.c.h. Tym sposobem pożera mnie ciekawość, jak ten materiał brzmi na żywo. Póki jej nie zaspokoję trzymam się w przekonaniu, że Niemcy doczekali się kolejnego studyjnego der monstrum.

Konrad Sebastian Morawski