Choć od debiutanckiego albumu "Molesting The Decapitated", klasyfikującego Devourment do czołowych przedstawicieli najbardziej brutalnej odmiany death metalu, minęło 14 lat, starzy wyjadacze dalej szarżują, wzbudzając przy tym sporo kontrowersji.
Po udanym, moim zdaniem, "Unleash the Carnivore" z 2009 roku, wiele osób odwróciło się od Devourment, twierdząc, że Amerykanie stali się jedynie komercyjną karykaturą gatunku i zachłysnęli się możliwością zdobywania coraz szerszej publiczności. No cóż, dla niektórych Devourment odeszło w zapomnienie, dla innych rodzi się na nowo. Zdecydowanie należę do tej drugiej grupy i z uśmiechem na twarzy witam się z najnowszym wydawnictwem "Conceived in Sewage".
Zespół przez wiele lat przeszedł sporo perturbacji, raz kończąc, raz wznawiając działalność. Od 2005 roku funkcjonuje jednak na pełnych obrotach, choć jak wspomniałem, każdy kij ma dwa końce. Muzyczna rewolucja wyszła ekipie z Dallas na plus. Dlaczego? Wśród sporej liczby tytułów uważanych za śmietankę okrutnego aż po same kości śmierć metalu, trudno tak naprawdę dociec, na czym polega różnica między jedną kapelą a drugą. Devourment, podobnie jak na przykład Guttural Secrete, cechuje się oryginalnym podejściem do praktykowania ciężkiego grania i dlatego wyróżnia się w stadzie.
Najwcześniej wypuszczony w eter "Fifty Ton War Machine" to bezpośredni pokaz nowych umiejętności grupy. Akcent postawiono na wpadające w ucho riffy, a w warstwie wokalnej "obrazoburczo" pojawiły się krzyczane partie Mike’a Majewskiego, któremu chwała za odwagę. Jest dużo smrodu, ale i sporo miejsca na zaczerpnięcie powietrza. Czegoś takiego nie można było uświadczyć na wczesnych wydawnictwach formacji. Zbluzgany i zmieszany z błotem za odejście od pierwotnych standardów, Devourment tym razem pokazuje, na co go stać, miejscami przypominając zarówno stare jak i nowe oblicze. Ciekawostką może być grafika zdobiąca okładkę, przywołująca skojarzenia z albumem "Butcher The Weak". Nie wiem czy był to celowy zabieg, bo pod względem muzycznym różnic jest tu od groma. Wydaje mi się, że przynajmniej za sprawą podobnych nawiązań Devourment chciał udowodnić, że to ciągle ten sam zespół, ta sama brutalność. Nie wiem, czy ktoś dał się nabrać.
Gościnny udział w "Fucked with Rats" zaprzyjaźnionego z bandem Travisa Ryan’a, wokalisty Cattle Decapitation, to jedynie wisienka na torcie tego wbrew pozoru zróżnicowanego albumu. Zarówno wokalnie, jak i muzycznie "Conceived in Sewage" oferuje nam wiele nowości. To, co cenie sobie w nowym wcieleniu Devourment to należyte dopieszczenie brzmienia, w końcu gitary nie zlewają się z perkusyjnymi blastami w niezrozumiałą papkę, jaką mogliśmy usłyszeć choćby na debiucie.
Większość czasu to rytmiczne partie zagrane palm-mute’m, znane miłośnikom formacji od dawien dawna, jest więc się przy czym pobujać. Co więcej, znajdziemy tu pełno zapamiętywanych melodii, co dla fanów zżytych z dawną twórczością Devo może być trudne do zaakceptowania. To przerasta ludzkie pojęcie, jeden z najbardziej cenionych zespołów ubiegłego wieku, od 2009 wydaje albumy gdzie pojawiają się melodie i relatywnie zrozumiałe darcie gardła? Skandal. Oczywiście, w rzeczywistości sprawa ma się zupełnie na odwrót, jest to w pełni zrozumiałe posunięcie, otwierające przed Devourment nowe możliwości.
Bardzo przyjemnie słucha się "Conceived in Sewage". Czy jednak założeniem tego gatunku powinno być zadowolenie uszu słuchacza? Ciężko stwierdzić, każdy oczekuje czego innego. Na pewno jednak nowy album Devourment, choć pozbawiony dawnego uderzenia, nadal potrafi sprawić solidne lanie.
Adam Piętak