Morten Veland nad szóstym studyjnym albumem Sirenii pracował dwa lata. To standardowy wynik, jak na tego wszechstronnego muzyka, a co z jakością jego kolejnego dzieła zatytułowanego "Perils Of The Deep Blue"?
Następca "The Enigma Of Life" z 2011 roku to najdłuższy album norweskiego... duetu. Biorąc pod uwagę dwa dodatkowe utwory całe dzieło liczy przeszło 77 minut muzyki. Oczywiście autorem wszystkich kompozycji i oprawy lirycznej jest wspominany Morten Veland, w studio wsparła go kusząca wokalistka Ailyn, a także czteroosobowy tzw. Sirenian Choir oraz wokalista Joakim Naess w utworze "Ditt Endelikt". Rolę muzyków koncertowych zajmują perkusista Jonathan A. Perez i gitarzysta Jan Erik Soltvedt. Jednak to w gruncie rzeczy album napisany przez jednego człowieka, a zarejestrowany w duecie. Taka jest Sirenia. Zatem zagłębiając się w kolejne dźwięki "Perils Of The Deep Blue" to tak jakby zagłębiać się w aktualną formę Velanda, ewentualnie zmysł wokalny Ailyn. Rewelacji nie ma, bo choć szósty studyjny album Sirenii to rzecz solidna, brakuje mu błysku.
Ze zdumieniem przeczytałem promocyjne zapowiedzi tego dzieła w stylu: "Rzecz obowiązkowa dla fanów Nightwish!". Hej, czy to aby nie przesada? Sirenii w 2013 roku brakuje rozmachu, potężnego instrumentarium i przebojowych kompozycji. Nawet chórki brzmią miałko! Po klimatycznym wstępie pod postacią "Ducere Me In Lucem" ze wspaniale zaakcentowanymi wokalizami Ailyn nastąpiła prawdziwa lawina rozczarowań. Może jeszcze nie w próbującym gonić za rozmachem utworem "Seven Widows Weep", ale z topornością kolejnych numerów w karcie tj. "My Destiny Coming To Pass", "Ditt Endelikt" i "Cold Caress" nie potrafiłem sobie poradzić. Na nic tu się zdały wysokości osiągane przez Ailyn skoro oprawa instrumentalna utknęła na kilku monotonnych riffach, fatalnie zabrzmiały gitary i perkusja, trochę lepiej partie klawiszowe, szczególnie w internacjonalnym "Ditt Endelikt". Album próbował zachęcić mnie do siebie w utworze "Darkling". Dobrze tu skontrastowały się zadziorne, heavy metalowe riffy z subtelną Ailyn, wyjątkowo korzystnie zabrzmiał też na ogół ponury Veland. Zresztą spiritus movens Sirenii popracował też nad elektroniczną stroną zespołu w "Decadence", kolejnym kawałku, o którym można by dużo dobrego napisać. Szybkie tempo, dobre wstawki elektroniczne, temperamentna Ailyn. To Sirenia w miniaturce, ale bardzo kusząca!
Niestety w kompozycji, która miała stanowić kulminacyjną część albumu, prawie trzynastominutowej "Stille Kom Doden", nie zdarzyło się nic, o czym by warto napisać. Rzemiosło Velanda i marnowanie talentu Ailyn zostało tu bardzo wyraźnie zilustrowane. Ten utwór próbuje udawać Nightwish z czasów współpracy z Anette Olzon. Brakuje jednak pomysłu na spójną całość, pozostają nieliczne interesujące fragmenty instrumentalne, tym razem ze wskazaniem na gitarę. Cóż jeszcze? Znowu trochę elektroniki i mocnych gitar w "The Funreal March", rozdartego na cztery kierunki świata "Profund Scars" (wokale Ailyn kompletnie nie pasują do charakteru tego utworu!) oraz nijakiego "A Blizzard Is Storming". Nudy Panie Veland, nudy!
Można by szukać trochę dobrego w utworach dodatkowych, bo "Chains" i "Blue Colleen" odsłaniają tu i ówdzie lepsze oblicze Sirenii w 2013 roku, ale nie są to kawałki o potencjale, który wyciągnąłby ten album z przeciętności. Poczucie niesmaku dopełnia okładka albumu. Piękna, wzbudzająca wyobraźnię grafika, bardzo adekwatna dla gatunku muzyki, którą Sirenia chce uprawiać. Cóż zatem? Ano, to dzieło niejakiej Anne Stokes, przypadkowo odnalezione w Internecie przez Velanda. Tak jak przypadkowy wydaje się zbiór kompozycji na "Perils Of The Deep Blue". Dwa słowa na koniec tej recenzji brzmieć inaczej nie mogą niż: rozczarowanie solidnością.
Konrad Sebastian Morawski