Kolejny solowy album w karierze Jorna nie jest żadną stylistyczną woltą dla norweskiego wokalisty.
Modyfikacja klasyków Dio i Black Sabbath i odpowiednio przearanżowane - poprzez dodanie partii orkiestry - kompozycje z tzw "back catalogue" blondwłosego frontmana nie robią większego wrażenia, aczkolwiek nie pozostawiają niedosytu.
Jestem w stanie pokusić się o twierdzenie, że Jorn sukcesywnie nagrywa (żeby nie powiedzieć klepie) przyzwoite albumy, które mają swoje momenty, ale - być może z założenia - nie aspirują one do miana pożądanych przez środowisko hard’n’heavy. Osobiście przyznam, że Jorna wolałem (i nadal wolę) w jego pobocznych projektach, a do dyskografii macierzystego Masterplan wracam z niekłamaną przyjemnością. Szkoda, że za każdym razem uświadamiam sobie, że to tylko powrót do przeszłości.
Wracając do "Symphonic". Cóż, 73 minuty z Jornem dla wielu mogą być okazją do wspólnego heavymetalowego świętowania. I to jest jak najbardziej ok. Jednakowoż, pozostali słuchacze, a zwłaszcza ci, którzy mają określone oczekiwania, bądź po prostu liczą na powiew świeżości w twórczości Norwega, mogą być odrobinę rozczarowani. Niecały rok dzielący to wydawnictwo od swojego poprzednika to chyba zbyt krótki okres czasu, aby przygotować się na kolejne dzieło niedoszłego permanentnego wokalisty Heaven & Hell, i to słychać. Materiału jest za dużo, a nowy, symfoniczny szlif nie zawsze odpowiada charakterowi pierwotnych wersji utworów.
Dlatego "Symphonic" rozpatruję w kategorii eksperymentu, który udał się tylko połowicznie. Gdyby tak wykroić z tego materiału EP-kę, na którą złożyłyby się covery Dio i Sabbath oraz cztery kompozycje - ciepłe "Behind The Clown", "Man of The Dark", doskonały koncertowy rocker w postaci "I Came To Rock" oraz szlagier Masterplan "Time To Be King", Jorn ze starcia z symfonią wyszedłby obronną ręką, a fani zyskaliby ciekawe wydawnictwo do poszerzenia własnej kolekcji.
Nowym obliczem Jorna mogą zachwycić się jedynie naprawdę zagorzali wielbiciele Norwega, lubiący nie tylko te bardziej energiczne utwory, nierzadko przypominające hymny, ale również ballady, których znalazło się tu kilka, a jak wiemy, zachrypnięty, blue’sowy głos Jorna nie do końca się do nich nadaje.
Grzegorz "Chain" Pindor